Koalicja Obywatelska zorganizowała w niedzielę w Warszawie "marsz miliona serc". W wydarzeniu, oprócz polityków Platformy Obywatelskiej, uczestniczyli liderzy Nowej Lewicy – Włodzimierz Czarzasty oraz Robert Biedroń.
W pewnym momencie przewodniczący PO Donald Tusk zaprosił na scenę "niespodziewanego gościa". Okazało się, że był nim prezes fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jerzy Owsiak.
– Wyglądacie przepięknie, chciałbym wam powiedzieć, że jesteście wspaniałymi, cudownymi Polakami, którzy przyjechali tutaj, aby o tej Polsce mówić – oznajmił szef WOŚP. – Miejcie ten spacer głęboko w sercu, aby 15 października spotkać się przy urnach – zaapelował.
"Owsiak jest politykiem"
– Myślę, że nie ma wątpliwości, że pan Owsiak jest politykiem przebranym w szaty lidera ruchu wspierającego system służby zdrowia – zauważył szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz, który w poniedziałek był gościem programu "Kwadrans polityczny" na antenie TVP1. – Owsiak ma swoje poglądy. Moim zdaniem ta postać została wykreowana (...), by politycznie wspierać system III RP – stwierdził.
Zdaniem Marcina Przydacza, fakt, że na marsz Donalda Tuska nie została zaproszona pani Joanna z Krakowa, której historia stała się pretekstem do zwołania manifestacji, pokazuje "jak ta część opozycji traktuje ludzi".
– Pani Joanna była potrzebna komuś wiosną i na początku lata do zbudowania atmosfery grozy. Została przeżuta przez system medialny, system Tuska. A dzisiaj jest już niepotrzebna, więc jej nawet nie zaprosili – oznajmił polityk Zjednoczonej Prawicy, który kandyduje w wyborach do Sejmu z czwartego miejsca na liście komitetu Prawa i Sprawiedliwości w okręgu numer 11 (Sieradz).
Czytaj też:
Tusk: Jest nas ponad milion. Policja: Na trasie marszu ok. 100 tys. osóbCzytaj też:
Bochenek wbija szpilę Tuskowi: Po drinku, na koniec średnio udanego dnia