Okonflikcie na linii prezydent – naczelny wódz mówiło się nad Dnieprem od dawna. Wszystko zaczęło się, gdy gen. Wałerij Załużny na łamach zachodnich mediów wykazał zbyt daleko idącą szczerość. Przyznał, że źle ocenił przeciwnika. Mylnie zakładał, że wystarczy wykrwawić armię rosyjską, aby Putin się cofnął. Ponadto de facto potwierdził porażkę tak hucznie zapowiadanej kontrofensywy. Co więcej, ocenił, że wojna przeszła w fazę pozycyjną. Chciał w ten sposób zmotywować zachodnich partnerów do zintensyfikowania pomocy militarnej dla Ukrainy. Ba, nawet szczegółowo wymienił, co powinni dostarczyć, żeby kolejna kontrofensywa tym razem już na pewno się udała.
BEZ SKANDALU
Dymisja Załużnego od jakiegoś czasu wisiała w powietrzu. Media donosiły, że zaproponowano mu objęcie innego stanowiska, na co miał się jednak nie zgodzić. W końcu jednak do zmiany na stanowisku doszło. Obeszło się bez skandalu. Dymisję eufemistycznie określono jako „reorganizację dowództwa sił zbrojnych”. Obaj panowie na pożegnanie rzucili się sobie w ramiona, Załużny otrzymał zaś tytuł Bohatera Ukrainy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.