Premier Tusk wdaje się w futurystyczne dywagacje o zastąpieniu tradycyjnych podręczników szkolnych ich cyfrowymi odpowiednikami, jakby to był najważniejszy problem szkoły, w której nastąpiło znaczne obniżenie poziomu kształcenia, a postulowane obecnie zmiany stan ten pogłębią, i to drastycznie. Wystarczy zdać sobie sprawę, co oznacza w praktyce rezygnacja z zadawania uczniom prac domowych poza tym, że skorzystają na tym leniwi uczniowie i nauczyciele, zwłaszcza poloniści. O zrealizowaniu programu szkolnego można będzie jedynie pomarzyć, tak że obecne władze oświatowe coś musiały w tej materii zrobić, wykonały więc cięcie brzytwą, tym narzędziem bowiem posługują się – jak widać – najsprawniej.
Wiceminister edukacji Katarzyna Lubnauer stwierdziła wprost: „Zależy nam na tym, aby uczniowie mieli trochę mniej wiedzy przy tych samych podręcznikach”. W skierowanym do konsultacji projekcie zmian w podstawie programowej kształcenia ogólnego w szkolnictwie ujęte to zostało tak: „Proponowane ograniczenia powinny dać nauczycielom i uczniom więcej czasu na spokojniejszą i bardziej dogłębną realizację tych zagadnień, które w podstawie programowej pozostaną”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.