Największe zastrzeżenia w tekście Jego Ekscelencji „Nacjonalizm a patriotyzm” budzi zapis, zgodnie z którym „nacjonalizm bardzo często łączy kategorię narodu z kryterium biologicznym. Dopuszczeni do wspólnoty mieliby być zatem tylko ci, którzy mają wspólnych przodków”. Abp Gądecki nie podaje żadnego uzasadnienia, żadnego przykładu, dla poparcia tak kontrowersyjnego stwierdzenia. A przecież wydaje się być nie niezbędnie potrzebne. Bo dla wszystkich jego czytelników jasne jest, że eufemizm o „kryterium biologicznym”, hierarcha oznacza oczywiście rasizm.
Ten arbitralny osąd musi się wydać szczególnie krzywdzący, jeżeli weźmiemy pod uwagę polską tradycję narodową. Taylor, Heydel, Mosdorf, Neyman, Kemnitz, Heinrich… to tylko kilka nazwisk czołowych polskich endeków II RP, które mogą zaświadczyć o stosunku polskich nacjonalistów do „kryterium biologicznego” oraz pomysłu zaliczania do narodu jedynie osób o „wspólnych przodkach”. To o czym pisze przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski to żaden nacjonalizm tylko rasistowski, plemienny atawizm. I co niezwykle ważne: obcy polskiej tradycji.
W szeregach polskich ugrupowań narodowych przed wojną nie brakowało osób z „niepolskimi” korzeniami, a pośród najważniejszych narodowców były postaci z pochodzeniem niemieckim (Mosdorf) czy żydowskim (Piasecki). Sam Dmowski (nie ważne który okres jego myśli weźmiemy) przestrzegał przed „biologicznymi kryteriami” przynależności do wspólnoty. Niestety abp Gądecki w swoim tekście wielokrotnie posługuje się ogólnikami. Stawia niezwykle mocne tezy, nie próbując ich w żaden sposób uargumentować.
Szowinizm – skrajna forma nacjonalizmu?
Przewodniczący Episkopatu Polski wyróżnia w tekście 5 rodzajów nacjonalizmu: integralny, chrześcijański, laicki, neopogański oraz szowinizm. Ten ostatni zostaje uznany za „finalne” (skrajne) stadium nacjonalizmu. Szowinizm, jak najbardziej, może wpływać na doktryny, ideologie, jak również i organizacje nacjonalistyczne – to prawda. Jednakże hierarcha w swoim tekście opisuje problematykę szowinizmu, jakby była ona charakterystyczna jedynie dla wspólnot narodowych. Tymczasem szowinizm, czyli wywyższanie własnej wspólnoty i deprecjonowanie wspólnot konkurencyjnych, może objawić się właściwie w każdej doktrynie: lewicowej, prawicowej, konserwatywnej, socjalistycznej itd. „Męski szowinista” – popularne feministyczne hasło – przecież nie ma nic wspólnego z tematyką nacjonalizmu, a jak najbardziej funkcjonuje w przestrzeni publicznej.
Patriotyzm a nacjonalizm
Abp Gądecki powołuje się w swoim wywodzie na dorobek prof. Jacka Bartyzela, jednego z najwybitniejszych żyjących badaczy i znawców doktryn politycznych. Można jedynie żałować, że nie zdecydował się sięgnąć choćby do ostatniej pozycji znanego historyka – "Prawica, nacjonalizm, monarchizm" (jak sama nazwa wskazuje, praca poświęcona interesującej nas tematyce). W jednym z jej podrozdziałów prof. Bartyzel wprost wskazuje, że dychotomia piętnująca nacjonalizm i jednocześnie zachwalająca patriotyzm jest nie tylko „słabo uzasadniona”, ale po prostu błędna.
I, co najciekawsze w tej materii, prof. Bartyzel dowodzi, że szowinizm nie może być jakąś finalną formą nacjonalizmu, gdyż oba pojęcia należą do różnych dziedzin: nacjonalizm do dziedziny doktryn politycznych, a szowinizm – do sfery uczuć, postaw i emocji. I właśnie jako postawa emocjonalna szowinizm prędzej mógłby zostać zaklasyfikowany jako zwulgaryzowana wersja… patriotyzmu. Na powyższe problemy uwagę zwracali zresztą sami narodowcy – wystarczy sięgnąć choćby do „Podręcznego słownika politycznego” autorstwa Joachima Bartoszewicza, albo zajrzeć do pism Dmowskiego czy Balickiego. Ten ostatni wprost określał szowinizm mianem „patriotycznego zwyrodnienia”.
„Różnica słownictwa, nie postawy”
Dla obrony swojego stanowiska abp Gądecki przywołuje cytat z jednej z ostatnich książek o. Józefa Bocheńskiego z 1992 roku. I znowu – pozostaje żałować, że hierarcha nie postanowił sięgnąć po napisaną jeszcze przed II wojną światową – a wydawałoby się, że, choćby ze względu na tytuł, za oczywistą – pozycję Bocheńskiego pt. "Szkice o nacjonalizmie i katolicyzmie polskim", którym bliżej do apologii niż potępienia nacjonalizmu. Katolicki filozof postrzegał nacjonalizm jako doktrynę, która twierdzi, że członkowie narodu powinni „pielęgnować i rozwijać jego szczególne wartości”.
„Wydaje się oczywistym, że w tej chwili, poza nielicznymi wyjątkami, wszyscy Polacy przyznają się do nacjonalizmu: zarówno ci, którzy sami »narodowcami« się nazywają, jak i ci, którzy głosząc odmienny od »narodowego« program polityki zagranicznej, społecznej itp., za naczelny cel akcji uznają przecież dobro narodu” – pisał filozof w 1938 roku.
Bocheński przyznawał, że po wojnie dokonał wolty w terminologii, zmieniając pojęcie „szowinizmu” na „nacjonalizm”, a „nacjonalizmu” na „patriotyzm”, ale, jak sam zauważa, była to jednak jedynie „różnica słownictwa, nie postawy”. Ba! Przecież o tej semantycznej „maskaradzie” pisał również i prof. Bartyzel, na którego pracach w dużej części abp Gądecki oparł swój wywód.
Błędna typologia
Zauważmy ponadto, że typologia przedstawiona przez Jego Ekscelencję jest po prostu niepoprawna. W tekście dostajemy przeciwstawione sobie nacjonalizmy laickie, chrześcijańskie, neopogańskie, nacjonalizm integralny oraz szowinizm. Tak jakby one wszystkie były równoległymi „odnogami” jednej doktryny, a tak przecież nie jest. Pierwsze trzy typy nacjonalizmu odnoszą się do relacji doktryny narodowej do zjawiska religii. Nacjonalizm integralny natomiast jest pojęciem, które przede wszystkim ma zastosowanie do kwestii ustroju politycznego. Z kolei o będącym jego zaprzeczeniem nacjonalitaryzmie abp Gądecki w swoim tekście w nawet nie wspomina (a przecież i o nim pisze prof. Bartyzel).
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski przedstawia pięć różnych „podtypów” nacjonalizmu tak jakby jeden stanowił zaprzeczenie drugiego. Ten wykluczający się podział ma sens jedynie wtedy, gdy analizujemy pojęcia z tej samej dziedziny – np. stosunku doktryny do religii (nacjonalizm laicki vs. chrześcijański), albo ustroju politycznego (nacjonalizm integralny vs. nacjonalitaryzm).
Polska wyłącznie dla Polaków?
Osobną uwagę należy poświęcić przedostatniemu akapitowi artykułu Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski.
Abp Gądecki zastanawia się w nim, jak należy odnosić się do środowisk, które „odwołują się do założeń przedwojennej narodowej demokracji (…). Z jednej strony mamy bowiem do czynienia z ludźmi o poglądach prawdziwie [pod. JF] nacjonalistycznych, którzy hołdują hasłu „Polska (wyłącznie) [pod. JF] dla Polaków”, z drugiej zaś strony – z ludźmi o zwyczajnych poglądach patriotycznych”. Zauważmy, że Przewodniczący Episkopatu dokonał manipulacji hasła pod jakim odbył się ponad dwa lata temu Marsz Niepodległości – wszak oryginał brzmiał „Polska dla Polaków. Polacy dla Polski” i nie było w nim mowy o żadnej „wyłączności”. Nie było też mowy o „biologicznych kryteriach”.
Jednak szczególnie istotna jest druga część akapitu, w którym abp Gądecki stwierdza, że szowinistyczne hasło „Polska wyłącznie dla Polaków” jest hasłem prawdziwie nacjonalistycznym. Takie ujęcie sprawy musi prowadzić do logicznej, acz fałszywej, konkluzji, że każdy przejaw nacjonalizmu jest jednoznaczny z szowinizmem i ksenofobią.
Kleszcze politycznej poprawności
Dlaczegóż zatem w tak krótkim tekście znalazło się aż tyle kontrowersyjnych, dyskusyjnych czy wręcz błędnych tez? Nie wypada tak wysokiego rangą hierarchy posądzać o ignorancję w temacie. Jedynym wytłumaczeniem pozostaje zatem straszak politycznej poprawności.
Kleszcze tolerancjonizmu zaciskają się nie tylko na polskich mediach, politykach i społeczeństwie, ale mają również wpływ na uniwersytety i dostojników Kościoła. Zastanawiające jest, że w ostatnich latach Polski Episkopat tyle razy zabierał głos w sprawie „zagrożenia nacjonalizmu”, jednocześnie wymownie milcząc nad triumfującym demoliberalizmem. A przecież współczesnemu Zachodowi nie grozi powrót do „Europy Narodów”. Wprost przeciwnie – demoliberalni przywódcy Unii Europejskiej robią wszystko, aby zatrzeć narodowe różnice. Aby nie było Polaków, Francuzów czy Włochów; aby powstała jedna Unia z jednym egalitarnym społeczeństwem – ein Volk, ein Staat. Czemuż Episkopat nie odniesie się z taką samą mocą do tych zagrożeń?
Demony nacjonalizmu
Co szczególnie niepokojące, wydaje się, że siadając do pisania omawianego dokumentu, abp Gądecki miał z góry opracowany kontekst w jakim chce osadzić tematykę nacjonalizmu. Wszak nie bez powodu na samym początku tekstu dostajemy informację o Dniu Judaizmu oraz… zbrodniach niemieckiego narodowego socjalizmu. Oczywiście konkluzja nie zostaje w tekście wyrażona wprost, ale przecież nie ma też takiej potrzeby, każdy sam z łatwością odczyta subtelną aluzję.
Odcięcie się od „demonów nacjonalizmu” jest dzisiaj warunkiem wstępnym bycia zaakceptowanym na wszelkich „salonach”. I tak w gestach potępiania nacjonalizmu prześcigają się nie tylko osoby powszechnie utożsamiane z lewicą, ale również wczorajsze „demony narodowego zaczadzenia” – choćby Roman Giertych, Michał Kamiński czy Stefan Niesiołowski. Smucić musi fakt, że w jednym szeregu z nimi stanął Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski – abp Stanisław Gądecki. Tym bardziej, że jego krytyka nacjonalizmu wydaje się być zupełnie nietrafiona.
Wyłączną odpowiedzialność za tekst ponosi autor. Tekst nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.
Czytaj też:
Pogromcy faszyzmuCzytaj też:
Episkopat: Z nacjonalizmem nie należy utożsamiać patriotyzmu