Adamek brał udział w sobotniej gali Fame MMA. Jego debiut w konwencji freak-fight zakończył się sukcesem. Pokonał bowiem na punkty, jednogłośną decyzją sędziów, youtubera Patryka "Bandurę" Bandurskiego. W niedzielę pięściarski mistrz świata wagi ciężkiej miał wracać z lotniska Okęcie do Kearny w stanie New Jersey w Stanach Zjednoczonych, gdzie mieszka na stałe wraz z rodziną.
Pięściarz był już na pokładzie samolotu, ale został z niego wyproszony – podał "Fakt". – Siedziałem już w samolocie lecącym do USA. Nagle podeszła do mnie stewardesa. Usłyszałem, że jestem pijany i że nie mogę lecieć. A to kompletna bzdura. Po sobotniej walce w Gliwicach wypiłem trochę wina, rano jedno piwko i to wszystko. Jestem poobijany, mam podbite oko, więc może pomyśleli, że biłem się po pijaku. To skandal! Tak tego nie zostawię. Już dzwoniłem do prawnika – relacjonował Adamek.
Twierdzą, że się awanturował
Co ciekawe, świadkowie zdarzenia podają inną wersję wypadków. – Pasażer się awanturował i używał wulgarnych słów w stosunku do załogi. Dlatego na prośbę szefowej pokładu kapitan podjął decyzję o wycofaniu tego pasażera z rejsu – wskazuje informator "Faktu".
Tomasz Adamek noc spędził w hotelu niedaleko lotniska. W poniedziałek już bez żadnych przygód znalazł się na pokładzie samolotu, który o 16:50 wyleciał w kierunku Nowego Jorku. – Przespałem się i stwierdziłem, że jednak nie będę dochodził swoich praw. Podtrzymuję to, że nic złego nie zrobiłem, siedząc w niedzielę w samolocie. Wolę jednak spokojnie wrócić do żony do USA niż tutaj robić aferę. Było minęło i jest po sprawie – powiedział mediom tuż przed odlotem do USA. Oznacza to, że wcześniej wspomniany przez pięściarza telefon do prawnika nie będzie skutkował podjęciem żadnych działań ani wobec lotniska ani wobec załogi samolotu.