Bo „plan A” to niezmiennie zostać tym prezydentem samemu – ale przystąpienie do jego realizacji jest bardzo ryzykowane, gdy Tusk ma tak wielki elektorat negatywny, a rząd, który firmuje, potyka się na każdym kroku. Tymczasem grozi Tuskowi, że prezydentem zostanie Rafał Trzaskowski, a to oznaczałoby zakwestionowanie tuskowego jedynowładztwa. Może i sam Trzaskowski nie jest na tyle bystry i zdeterminowany, by zrobić Tuskowi to, co Tusk zrobił był kiedyś śp. Geremkowi, ale ma w swoim otoczeniu sporo z wolna starzejących się wilczków, którzy nie mogą się doczekać „pokoleniowej zmiany” we własnej formacji.
Stąd Sikorski – tym razem już nie w roli „zająca”, jak wtedy, gdy Tusk ustawiał kandydaturę Komorowskiego (pierwotnie w założeniu, że będzie on najlepszym kontrkandydatem dla śp. Lecha Kaczyńskiego – zawsze mówiłem, że gdyby zamówić w Chinach tanią podróbkę „starego, prawego Polaka”, to przysłaliby właśnie Komorowskiego; zresztą na przykład na starą emigrację londyńską podróbka rzeczywiście wystarczyła). Tym razem Sikorski miał zostać kandydatem PO na serio – na tyle oczywiście, na ile Radek w ogóle potrafi być na serio. A tym assetem, który miał mu otworzyć drogę do polskiej prezydentury, była żona. Oto kandydat, mieliśmy usłyszeć, który może w każdej chwili zadzwonić do amerykańskiej prezydent, nawet na prywatny numer, i ona ten telefon odbierze – a do żony kandydata to nawet sama zadzwoni.
Paskudny Trump, pośród wielu innych kalkulacji, popsuł i tę – i to, co miało Radka nieść ku prezydenturze, stało się dlań przysłowiowym kamieniem u szyi. Anne Applebaum i jej mąż są prawdopodobnie ostatnimi osobami, z którymi 47. prezydent USA miałby ochotę rozmawiać. Przeciętny Polak, który nie śledzi na bieżąco publicystyki Applebaum, nie zdaje sobie nawet sprawy – do jakiego stopnia. Równie chętnie zapraszałby do siebie Jarosław Kaczyński Martę Lempart albo Klaudię Jachirę.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.