Pogłębiający się kryzys w służbie zdrowia ma spory potencjał, aby stać się jednym z największych gwoździ do trumny obecnego rządu.
Gdy po wygranych przez „uśmiechniętą koalicję” wyborach trwały przymiarki do obsady poszczególnych ministerstw, uwagę zwracało to, że w przypadku resortu zdrowia miała wręcz miejsce łapanka. Wytypowana do tej roli Izabela Leszczyna przyjęła to wyróżnienie bez wielkiego entuzjazmu, co z dzisiejszej perspektywy wydaje się jeszcze bardziej zrozumiałe.
Nikt z koalicjantów nie chciał brać służby zdrowia, ponieważ już w momencie przejmowania władzy po „dobrej zmianie” jej kondycja pozostawiała wiele do życzenia. Po kilkunastu miesiącach rządów problem jedynie nabrzmiał i dziś polską służbę zdrowia negatywnie ocenia ok. 70 proc. respondentów. W wielu badaniach opinii publicznej zaostrzający się kryzys w służbie zdrowia urasta obok wysokich cen energii czy trwającej wojny do rangi jednego z najbardziej niepokojących zjawisk w życiu publicznym.
Obiecanki cacanki
Ekipa „demokracji walczącej” być może ma w swoich szeregach sprawnych administratorów, ale Izabela Leszczyna z pewnością do nich nie należy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
