Po wybuchu pełnoskalowej wojny za wschodnią granicą Polski w debacie publicznej nad Wisłą zadomowiły się osobliwe potworki językowe. Chodzi o wyrażenia „w Ukrainie” i „do Ukrainy”. Były one wprawdzie używane już wcześniej, ale rozpowszechniły się na dobre dopiero po 24 lutego 2022 r.
Ewidentnie przyczyniły się do tego nastroje wśród Polaków wywołane napływem ukraińskich uchodźców. Ludzie, którzy masowo przybyli do Polski z kraju ogarniętego pożogą wojenną, spotkali się z gestami solidarności i współczucia ze strony społeczeństwa polskiego. Było to zjawisko, które można określić mianem „ukroentuzjazmu”. I termin ten bynajmniej nie musi być odbierany jako coś pejoratywnego. Sama chęć udzielenia pomocy ukraińskim cywilnym ofiarom wojny – zwłaszcza kobietom i dzieciom – wynikała z zasługujących na szacunek szczerych, szlachetnych pobudek. Do tego doszło uzasadnione przekonanie, że Ukraińcy, broniąc swojej ojczyzny przed wojskami rosyjskimi, dzielnie powstrzymują agresywne zapędy Moskali, które stanowią zagrożenie dla Polski.
Zmiana przyimków
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
