Francuska Rada Stanu podtrzymała niekorzystną dla Marine Le Pen decyzję dotyczącą zakazu sprawowania funkcji publicznych.
"Afera" asystentów
Decyzją sądu Marine Le Pen nie będzie mogła wystartować w wyborach prezydenckich we Francji. Śledczy zarzucali Le Pen, że w latach 2004-2016 – gdy była europosłanką – kierowała akcją nielegalnego wykorzystywania pieniędzy unijnych, mianowicie jej asystenci, zamiast pracować w Strasburgu mieli pracować na rzecz Zjednoczenia Narodowego.
Rada Stanu nie dopuszcza do startu
W pierwszej instancji liderka Zjednoczenia Narodowego została skazana na dwa lata pozbawienia wolności, grzywnę w wysokości 100 tys. euro oraz wspomniany pięcioletni zakaz sprawowania funkcji publicznych. To właśnie ten zakaz podlega natychmiastowemu wykonaniu, pomimo trwającego procesu apelacyjnego.
Po ogłoszeniu wyroku Le Pen złożyła apelację, która została zaplanowana na okres od 13 stycznia do 12 lutego 2026 roku. Jednakże 15 października 2025 roku Rada Stanu, najwyższy sąd administracyjny we Francji, odrzuciła jej wniosek o zawieszenie wykonania kary zakazu ubiegania się o funkcje publiczne. Oznacza to, że Le Pen nie będzie mogła ubiegać się o urząd prezydenta w wyborach 2027 roku, nawet jeśli apelacja zakończy się korzystnym dla niej wyrokiem.
Establishment boi się wygranej Le Pen
Politycy Zjednoczenia Narodowego wskazują, że decyzja sądu o zakazie ubiegania się o funkcje publiczne nie ma nic wspólnego z zarzutami i jest działaniem o charakterze stricte politycznym, aby wyeliminować z wyborów główną faworytkę do wygranej. Wobec tego kandydatem ugrupowania w wyborach będzie prawdopodobnie prezes Zjednoczenia Narodowego Jordan Bardella. Komentatorzy francuskiej sceny politycznej wskazują, że jego szanse na zwycięstwo mogą być mniejsze.
– Miliony Francuzów zostały pozbawione przez sędziego sądu niższej instancji możliwości głosowania się od kandydata, który jest obecnie faworytem w nadchodzących wyborach prezydenckich. Wszyscy, którym zależy na demokracji i praworządności, powinni być tym oburzeni – mówiła w rozmowie z francuską telewizją – powiedziała Marine Le Pen, komentując decyzję sądu w pierwszej instancji.
Wielomski: Unijna demokracja i praworządność
Komentując sprawę na kanale YouTube Do Rzeczy, prof. Adam Wielomski zwrócił uwagę, że liderka francuskiej opozycji została skazana w pierwszej instancji, a więc wyrok jest nieprawomocny.
– Mamy tu do czynienia nie tylko z końcem demokracji, ale też z końcem praworządności, o której permanentnie poucza nas Ursula von der Leyen, TSUE i Komisja Europejska. Nie ma tutaj nawet cienia praworządności – powiedział politolog, dodając, że w wariancie rumuńskim – pomijając treść – zachowano chociaż formę prawną, a w przypadku francuskim establishment francuski postąpił na zasadzie – zrobiliśmy to, "bo mogliśmy, i co nam zrobicie?".
– Widać, że kosmopolityczny, globalistyczny establishment jest w stanie trwogi. Dlatego podjął decyzję o administracyjno-sądowej likwidacji podmiotów politycznych, które mu się przeciwstawiają – wskazał Wielomski, dodając, że do obecnie stosowanych środków dojdą inne, jak m.in. rozszerzenie cenzury w internecie, o czym Ursula von der Leyen i Komisja Europejska mówią od dawna.
Czytaj też:
Chaos we Francji. Macron mianował "nowego-starego" premiera
