Podobnie jeśli chodzi o życie i śmierć: nazywanie żywego organizmu martwym jest wykroczeniem poza zakres przynależny władzy, nie może obronić się na dłuższą metę
Na co dzień nie zastanawiamy się nad tym, co to jest śmierć. Wręcz przeciwnie, prawie każdy obywatel naszego kraju, wyłączając oczywiście małe dzieci i podobne grupy ludzi, zapytany o to, czy wie, co to jest śmierć, raczej wzruszy ramionami ze zdziwienia. Jak mógłby tego nie wiedzieć? Gdyby jednak zapytano go, czy wie o tym, że jest prawdopodobnie traktowany przez polskie państwo jako osoba, która chce być dawcą narządów, zdziwiłby się jeszcze bardziej. Ogromnej większości z nas nikt o to wcześniej nie pytał, więc skąd mogłaby się pojawić taka opinia, dotycząca każdej z tych osób, w tak ważnej sprawie i to bez jej wiedzy?
Problem w tym, że taka jest sytuacja prawna większości dorosłych obywateli naszego państwa. Jeśli ktokolwiek z nich będzie miał wypadek lub jakieś komplikacje zdrowotne, które spowodowały u niego utratę przytomności połączoną z wyłączeniem czynności nerwów w obrębie głowy oraz bezdechem, wtedy, w bardzo krótkim czasie, może być mu postawiona diagnoza śmierci na podstawie kryteriów neurologicznych, a następnie jego narządy mogą być pobrane w celu transplantacji. To prowadzi nas do następującego pytania: Skąd się wzięły nowe kryteria i definicje śmierci?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
