I biorąc te względy pod uwagę, napisała „Nad Niemnem”. Niestety.
Prawem kaduka ta apoteoza ksenofobicznej zaściankowości traktowana jest w Polsce niemal jako arcydzieło. Podkreśla się nawet, że ten żałosny epos kandydował do Nobla, którego na szczęście nie dostał, bo tylko wstydu byśmy się najedli. Świat zresztą poznał się na wątpliwych walorach „Nad Niemnem”, nie chcąc tłumaczyć tego tasiemca, popularnego jedynie w Polsce i może na świętej Żmudzi, której nie ma i Bóg raczy wiedzieć, czy kiedykolwiek była. A powieść Orzeszkowej wpisano w wiodącą od Mickiewicza arkadyjską wizję Litwy – ojczyzny, podtrzymywaną po latach przez takiego Konwickiego czy Miłosza właśnie. Choć jako żywo „Nad Niemnem” przynależy raczej do Białorusi. Ale kto by zwracał uwagę na detale?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
