• Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Zagadka Franciszka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Subotnik Ziemkiewicza

Im dłużej myślę nad kolejnymi wypowiedziami Papieża Franciszka, szczególnie odkąd ich lajtmotywem stali się uchodźcy i imigranci, otwarcie na pierwszych i uległość drugim, tym bardziej widzę tylko dwie możliwości.

Pierwsza, łatwiejsza i narzucająca się odruchowo: ten Papież, delikatnie mówiąc, nie dorasta intelektualnie do swoich wielkich poprzedników. Zamiast rozumować w rygorystycznych kategoriach doktryny wiary ulega emocjom. Ma też kłopoty z precyzyjnym formułowaniem swych myśli, przez co nieustannie daje wrogom Kościoła możliwość konfundowania katolików wyrwanymi z kontekstu cytatami Jego wypowiedzi – tym łatwiejszego, że nawet tam, gdzie rzeczy wydają się w świetle Ewangelii i Katechizmu absolutnie oczywiste, zwykł uciekać od kategoryczności, owijając nauczanie Kościoła w bawełnę tak bardzo, iż graniczy to z wycofywaniem się z niego.

Możliwość druga: mamy wszyscy przerąbane znaczne bardziej, niż sobie to ktokolwiek wyobraża, ale my tego jeszcze nie wiemy – a On już tak.

Za możliwością pierwszą przemawia wiele argumentów, z których większość pojawiała się już w moich tekstach i nie chcę nabijać objętości ich powtarzaniem. Co i raz liberalno-lewicowe media w całej Europie, i u nas także, z radością okładają po łbach znienawidzonych katoli jakimś cytatem – o, widzicie, to wasz Papież tak mówi, i jak teraz wyglądacie, religiancka ciemnoto?! Gołym okiem widać było, że takie też było i jest ich oczekiwanie wobec ŚDM. Żeby Papież utarł nosa Kościołowi polskiemu i jego hierarchom (judzić przeciwko Kościołowi Papieżem – to trzeba być naprawdę wytrawną propagandową zdzirą, ale z takimi właśnie mamy do czynienia), żeby zrugał wiernych – no, a gdyby jeszcze pojechał po PiS-ie i żeby tak jeszcze pisowsko-kościelna organizacja tej wielkiej imprezy jakoś nawaliła, to na Czerskiej i Wiertniczej byłby już pełny orgazm. Na razie, hasło przewodnie, w ślad za bratnimi mediami niemieckimi: „liberalny Papież w kraju nacjonalistów i dewotów”. Wytyczne szczegółowe: „Papież chłodno przyjęty”, „Papież zawstydza polski kler”, „Polski katolicyzm nie dorósł do Franciszka” etc.

Oczywiście, trudno mieć pretensje do Papieża o to, co mielą propagandowe młyny ringerów-springerów, ale przyznać trzeba – Franciszek swym upodobaniem do zdań obłych i wieloznacznie banalnych nie utrudnia im pracy. Przecież niby wiadomo, że „uchodźcy” to uchodźcy, a „imigranci” to imigranci, ale też nie może Franciszek nie wiedzieć, że język lewicowej propagandy ufundowany jest dziś właśnie na przesunięciu i pomieszaniu tych pojęć.

Ale jest też coś, co zupełnie nie pasuje do wariantu „Papież…”, hm, niezbyt mądry, powiem, „by w stare grzechy nie popaść”. Ten Papież jednak potrafi mówić rzeczy równie mądre i stanowcze jak jego poprzednicy. Tyle, że nie mówi ich wtedy, gdy zwraca się do tłumów i mediów. Mówi je na zamkniętych spotkaniach do biskupów. Proszę zapoznać się choćby z relacją abp Gądeckiego dla Radia Watykańskiego. Tam pojawił się inny Franciszek – nie w sensie sprzeczności, tylko szerokości horyzontów myślowych, retoryki, precyzji wskazania problemów – niż ten z krakowskich Błoni, sprowadzający katechezę o sakramencie małżeństwa do porad sercowych na poziomie kolorowych pism. I nie jest to jedyny przykład, że Franciszek nie jest wcale więźniem płytkiego, popkulturowego przekazu.

Jak to połączyć?

Jedyne logiczne wyjaśnienie: Papież, który przybył z innego kontynentu i zapewne ma dzięki temu większy dystans do naszych europejskich przyzwyczajeń – a jednym z nich jest odruchowe przyjmowanie, że stary kontynent to centrum cywilizacji – widzi po prostu, że Europa jest już dla białego człowieka stracona. Wystarczy porachować demografię, ocenić wolę przetrwania w starzejących się, dekadenckich społeczeństwach Zachodu, przyjrzeć się jego zepsuciu i porównać je z dziką witalnością i pewnością siebie wkraczających ze wszystkich kierunków muzułmanów. Zbyt długo pracowała Europa na swoją zagładę, zbyt daleko odeszła od chrześcijańskich korzeni, brnąc we wszelkiego rodzaju darwinizmy, marksizmy i relatywizmy, by można jej przywrócić dany kształt. Skąd zresztą europocentryczne przekonanie, że Bóg tego od nas oczekuje? A może Europa już spełniła swoje zadanie w jego planach, i musi upaść, tak jak musiała upaść i zostać eksterminowana Jerozolima (choć ówczesnym chrześcijanom, zanurzonym w tradycji Mojżesza, w głowach się to nie mieściło) i jak musiało upaść chrześcijańskie Imperium Rzymskie – choć po wszystkich kościołach modlono się gorliwie o wybawienie go od barbarzyńców?

Upadek Jerozolimy rozpędził chrześcijan i Prawdziwą Wiarę po całym Imperium. Upadek Imperium – po całym Zachodzie i Północy. Może aby ogarnęła ona także Wschód i Południe niezbędna jest kolejna historyczna katastrofa?

Wszystko się we mnie burzy i jeży, gdy Papież każe mi dostrzegać Chrystusa w ludziach podrzynających gardło staremu księdzu u ołtarza, dobrze ich przyjmować i okazywać miłość bliźniego. Ale, na rozum i Ewangelię biorąc, Jezus przyznałby Mu rację. Jeśli podbici mają podbić tych, którzy ich podbiją, to drogą do tego jest męczeństwo, a nie miecz. Z mojego punktu widzenia Papież nas w obliczu nadchodzącej bitwy rozbraja. Ale może robi to celowo, by w ten sposób uzbroić nas do innej bitwy, następnej – o tej wie już, że jest przegrana? Może spór z toczącym nas od wewnątrz barbarzyństwem wydaje mu się już w kontekście zdarzeń nieważny, przebrzmiały, bo rozwydrzonym zboczeńcom i piewcom politycznej poprawności będą podrzynać gardła tak samo, jak męczennikom za wiarę – a klucz do odrodzenia ducha pierwszych chrześcijan leży w ogóle gdzie indziej, niż w tym sporze?

Nie wiem. Słowa Franciszka rozczarowują mnie i irytują, zwykle prowokując raczej przekąs, niż zachwyt, ale przyznam, że fascynuje mnie jego milczenie. Szczególnie na Jasnej Górze, gdzie wpatrywał się w radosny, tańczący tłum pokolenia skazanego na straszną przyszłość wzrokiem – odniosłem wrażenie – jakby nieobecnym, smutnym. Jakby z odległości wielu lat. W ogóle nie pasował do tego radosnego miejsca i czasu.

Tak wysłuchiwać ryku głodnych ludów
A to jest inny głos niż ludzi głodnych płacz
Zniża się wieczór świata tego
Nozdrza wietrzą czerwony udój
Z potopu gorącego
Zapytamy się wzajem ktoś zacz

Mówić tym rozentuzjazmowanym, upojonym młodością ludziom o tym wszystkim? Czy pozwolić im się cieszyć?

Ale może Franciszek był po prostu zmęczony. Może po prostu nie dorasta intelektualnie do swoich wielkich poprzedników. Pojęcia nie mam.

Czytaj także