- Powiedz, czy żal ci Rokity, to powiem ci na kogo będziesz głosował – tak najkrócej można ująć pewne zjawisko, które ujawniła sprawa Jana Rokity i egzekucji komorniczej, której został poddany. Trudno byłoby nam wytłumaczyć komuś z zagranicy podziały opinii w sprawie Rokity, ale my je czujemy doskonale. Kto stoi tu, a kto tam.
Piotr Gursztyn
- Lubię i cenię Janka, ale … - słychać tę frazę z ust wielu polityków PO. Słowo „ale” całkowicie unieważnia pierwszą część zdania. Liczy się ta druga, która jest potępieniem lub drwiną z człowieka, który jeszcze kilka lat temu był liderem ich partii. Tak składa się, że są to te same osoby, które wojują z Jarosławem Gowinem. Ci, którzy oburzają się na położenie w jakim znalazł się Rokita – a mowa tu o garstce polityków PO, którzy mu współczują – to bez wyjątku stronnicy Gowina.
Poza PO ten podział wygląda identycznie, choć łączy się jednocześnie z nieoczekiwaną zamianą miejsc. Ci, którzy lata temu grzmieli na PiS za awans komisarza Kornatowskiego dziś są obrońcami jego czci. W pierwszym szeregu osób, które chcą pomagać Rokicie znalazł się za to Jarosław Kaczyński. A Rokita - wówczas w imieniu PO – atakował go za tamtą nominację.
Nie ma w tym jednak szaleństwa. Politycy i media wiedzą, gdzie ich miejsce. Rokita wyszedł z mainstreamu. Z jego poglądami dłużej nie mógł zagrzać tam miejsca. On niedawno zastosował metodę oceny polskiej polityki według pewnej oryginalnej, ale niezmiernie ciekawej miary. Przywołał pojęcia z republikańskiego Rzymu czy też dawnej Florencji: sporu partii arystokratycznej ze stronnictwem popularów, czyli ludu. Tak się składa, że po 1989 r. w Polsce popularami nie była lewica, lecz konserwatywna prawica. Lewica i bliskie jej centrum były partią oligarchii – kierującą się przede wszystkim jej interesami. A nie tych, którzy są „gorzej wykształceni i z małych ośrodków”. Platforma za czasów Rokity nie miała jasnej tożsamości w tym względzie. W różnych okresach było jej bliżej do popularów, potem do stronnictwa oligarchicznego. Dziś bez dwóch zdań nie jest partią ludu, zatem jest partią arystokracji. Nie wszyscy na to się godzą – więc jest kwestią czasu, gdy zabraknie tam miejsca np. dla Gowina.
Dlatego tak ważny jest test na Rokitę. Wyśmiewanie lub współczucie wobec niego – to dziś bardziej znaczące niż pokazanie legitymacji partyjnej.