Zwyczajny stan wyjątkowy?
  • Jacek PrzybylskiAutor:Jacek Przybylski

Zwyczajny stan wyjątkowy?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Paryż
Paryż Źródło: PAP / state of emergency
AD REM | Francuski rząd planuje kolejny raz przedłużyć stan wyjątkowy wprowadzony w listopadzie 2015 r., najchętniej co najmniej do lipca 2017 r. Premier Bernard Cazeneuve argumentuje, że jest to „absolutnie niezbędne” z uwagi na wiosenne wybory prezydenckie. Socjalistyczni politycy boją się bowiem – a przynajmniej tak oficjalnie argumentują – że partie i kandydaci mogą paść ofiarą ataku „tych, którzy chcą uderzyć w nasze demokratyczne wartości i zasady republikańskie”. Lewicowi przywódcy kraju nie zamierzają czekać i chcą uderzyć pierwsi – szkoda tylko, że nie w islamistów, ale właśnie w demokratyczne wartości.

Przedłużany w nieskończoność stan wyjątkowy – dający dodatkowe uprawnienia w zakresie kontroli obywateli – nie ułatwia już bowiem pracy policji i służbom specjalnym, za to służy rządzącym politykom zmazywaniu ewentualnych wyrzutów sumienia za podjęcie jedynie pozorowanej walki z terrorystami i usprawiedliwieniu w mediach zamachów, jeśli dojdzie do nich mimo obowiązywania stanu wyjątkowego.

Francuscy socjaliści są bowiem za bardzo związani autocenzurą i polityczną poprawnością, aby zamiast dawać prawo do kontroli i podsłuchu wszystkich obywateli, skierować ostrze sprawiedliwości wobec dwóch tysięcy swoich obywateli walczących obecnie w Syrii i w Iraku.

Walczących bynajmniej nie po stronie Zachodu. A także wobec islamistów mieszkających na francuskiej ziemi. Przecież niemal wszyscy terroryści, którzy dokonali zamachów we Francji, byli dobrze znani lokalnej policji i służbom specjalnym.

Były prezydent Nicolas Sarkozy proponuje na przykład, by w ramach prewencji osoby podejrzane o związki z terrorystami zamykać w centrach odosobnienia. Czyli aresztować islamistów, zanim zdążą zrobić komuś realną krzywdę. Pomysł Sarkozy’ego budzi rzecz jasna spore wątpliwości. Zgoda na zasady działania niczym z „Raportu mniejszości” wymagają bowiem ogromnego zaufania do władz. Nawet takie rozwiązanie wydaje się jednak bardziej sprawiedliwe niż pozbawianie demokratycznych swobód wszystkich obywateli Republiki.

Mimo protestów francuskich organizacji praw człowieka, których członkowie ostrzegają przed ograniczaniem praworządności we Francji, Parlament Europejski jakoś nie zastanawia się, czy władze w Paryżu, forsując drakońskie prawo,  nie zmierzają w kierunku państwa policyjnego i czy trwający ponad rok stan wyjątkowy nie zbliża Republiki w kierunku dyktatury. I chociaż Francja od lat 80. XX w. niemal 20 razy wprowadzała radykalne przepisy antyterrorystyczne, to dziwnie nie słychać, by unijni przywódcy masowo apelowali o objęcie Francji  procedurami kontroli praworządności.

Ta nierówność w traktowaniu Francuzów, Niemców, Polaków czy Węgrów to oczywiście kolejny „zwyczajny stan wyjątkowy”. Dobrze przynajmniej, że europejscy politycy mają chociaż tyle przyzwoitości, aby przełożyć datę debaty na temat praworządności w Polsce z 13 na 14 grudnia. Chociaż jeszcze lepiej byłoby przełożyć ją o co najmniej kilka lat. Do czasu, gdy Unia Europejska upora się ze swymi prawdziwymi problemami. Polska – przynajmniej teraz – takim problemem nie jest.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także