Zgodnie z wydanym w zeszłym tygodniu poleceniem szefa rządu, dwie spółki – Węglokoks i PGE Paliwa – mają do końca sierpnia zakupić węgiel energetyczny i sprowadzić go do kraju najpóźniej z końcem października.
Zator w portach i na kolei
Choć obie spółki ruszyły do pracy, to według ustaleń "Dziennika Gazety Prawnej", w MAP słychać opinie, że oczekiwania premiera mogą się okazać niemożliwe do zrealizowania.
Zdaniem rozmówców "DGP", wyznaczone terminy są zbyt krótkie, a oczekiwane ilości węgla (4,5 mln ton) zbyt ambitne. Problemem ma być m.in. ograniczona przepustowość polskich portów morskich i kłopoty z transportem koleją.
– Decyzja premiera nie uwzględnia możliwości przeładunkowych w portach, gdzie już zalega około miliona ton, bo PKP Cargo nie jest w stanie tego zatoru rozładować – tłumaczy dziennikarzom rozmówca z MAP.
Inny informator, zbliżony do rządu, mówi wręcz o operacji "zmiany paradygmatu dostaw węgla do gospodarstw domowych". – Zamiast dostaw ze Śląska i ze ściany wschodniej, mielibyśmy mieć dostawy z północy do reszty kraju. W kontekście brakującego wolumenu to naprawdę ogromne wyzwanie. Szczególnie jeśli rozpoczyna się taką operację latem – ocenia.
Minister Moskwa alarmowała już w dniu wybuchu wojny
Z informacji "DGP" wynika, że pierwsze pisemne ostrzeżenie o potencjalnym braku dostaw węgla kamiennego z Rosji minister klimatu Anna Moskwa wystosowała do wicepremiera i szefa MAP Jacka Sasina w dniu wybuchu wojny na Ukrainie, czyli 24 lutego.
Cytowany w materiale Jacek Szymczak, prezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie, powiedział, że jeśli chodzi o import węgla, to w ciągu kilku miesięcy cena wzrosła nawet siedmiokrotnie. Podkreślił, że z powodu sankcji wobec Rosji dodatkowych ilości węgla poszukuje cała UE, więc konkurencja jest duża.
Czytaj też:
Morawiecki mówi wprost: Będziemy mieć dużo problemów z węglemCzytaj też:
Ziobro: W sprawie węgla przez kolejne kadencje rządów nie leciał z nami pilot