Czemu nie „1000+”?
Nie jest to niespodzianka. Siła nabywcza świadczenia wypłacanego bez względu na dochody rodziny topnieje coraz bardziej od czasu, gdy w 2021 r. inflacja w Polsce zaczęła gwałtownie przyspieszać. Brak waloryzacji byłby więc de facto zgodą na realne wygaszanie programu. Przedwyborcza obietnica zwiększenia wypłat aż o 60 proc. prawdopodobnie przyczyni się więc do rozmnożenia głosów wspierających rząd w jesiennych wyborach, choć wiadomo, że zadziała proinflacyjnie (najmocniej odczują to najbiedniejsi). Małych Polaków od tego jednak nie przybędzie. I muszą to wiedzieć zarówno rząd, jak i opozycja. Donald Tusk na populistyczne zapowiedzi rządu nie odpowiedział jednak propozycją skutecznego programu prodemograficznego. Wystąpił jedynie z kuriozalnym apelem do władz, by świadczenia podnieść do 800 zł już od 1 czerwca. Mając świadomość, że program rozdawnictwa politycznie jest już nie do ruszenia, Tusk czy inny przedstawiciel opozycji mógłby zapowiedzieć program w stylu „1000+” w formie bezwarunkowego dochodu podstawowego dla każdego. Statystycy i demografowie nie zostawiają złudzeń: wprowadzenie programu w Polsce jedynie początkowo przyczyniało się do wzrostu dzietności. „Program od jego wprowadzenia do końca 2017 r. w skali miesiąca zwiększył urodzenia o 4,5 proc., co przełożyło się na średnio 1420 dodatkowych urodzeń w każdym miesiącu. Co oznacza, że jedno urodzenie wiązało się z wydatkowaniem prawie 1,4 mln zł” – ocenili Sławomir Bartnicki i Maciej Alimowski na łamach wydawanych przez Polską Akademię Nauk „Studiów Socjologicznych”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.