Europa Środkowo-Wschodnia, w tym oczywiście Polska, od lat żyje w nieuzasadnionym kompleksie niższości względem zachodniej części kontynentu, ślepo wprowadzając większość zarządzeń oraz pomysłów z niej się wywodzących. Nie inaczej jest w kwestii tzw. stref czystego transportu, których ustanawianie stanowi rodzaj sygnalizowania cnoty, mającego zapewnić danemu miastu zarówno prestiż, uznanie globalnych elit, jak i wysokie noty u inwestorów lokujących środki zgodnie z zielonymi wytycznymi.
Europejska iluzja
Zapatrzeni w Zachód postępowi prezydenci Warszawy, Wrocławia czy Krakowa, które jak dotąd przodują w Polsce w zakresie narzucania stref tzw. czystego transportu, na razie nie chcą widzieć tego, że w znacznej liczbie przypadków eksperyment z ograniczaniem wjazdu do miast dla pojazdów spalinowych wiąże się nie tylko z dużym oporem społecznym, lecz także problemami dla samych rządzących. Tak znaczna ingerencja w prawo do poruszania się coraz częściej okazuje się zwykłą utopią.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.