Protestujący taksówkarze od rana zbierali się wczoraj w wybranych punktach stolicy – CH Targówek Głębocka, Błonia Centrum Olimpijskiego, Macro Popularna i CH Janki. Następnie ruszyli pod Kancelarię Prezesa Rady Ministrów, Ministerstwo Sprawiedliwości, w kierunku Ambasady USA, pod Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii i z powrotem pod KPRM. Strajk zakończył się o godzinie 17.
Łukasz Warzecha stwierdził, że protestu taksówkarzy przypomina mu ruch luddystów. – To był początek XIX wieku w Anglii. To byli rzemieślnicy, którzy pod przewodem człowieka zwanego Luddą próbowali robić zamachy na powstające wtedy manufaktury, jako, że miały one niszczyć ich sposób życia, drobne rzemiosło. Ruch się szybko skończył i postępu nie zatrzymał. To, co robią taksówkarze, to nieświadoma próba naśladowania ruchu luddystów – mówił.
Publicysta "Do Rzeczy" ocenił, że fakt, iż taksówkarze protestują przeciwko zalegalizowaniu aplikacji jako sposobu rozliczenia i zamówienia taksówek, "to kompletny absurd i cofnięcie postępu technicznego". – Mam nadzieję, że rząd się na to nie zgodzi. Tak naprawdę taksówkarze nie protestują po to, by egzekwować prawo. Proszę rzucić okiem, co zawiera nowelizacja. Ona w sensowny sposób zrównuje warunki działania firm jak Uber z warunkami pracy taksówkarzy. Taksówkarzy zwalnia z pewnych obowiązków, nie będą musieli prowadzić całej księgowości, a z kolei pewne obowiązki nakłada na drugą stronę. To prawie idealne zrównanie – wskazywał.
Czytaj też:
Nie chciał strajkować. Taksówkarze zaatakowali swojego kolegę