"Uzależnienie od gry w zakładach bukmacherskich odebrało mi chęć do życia. Wpadłem przez to w takie kłopoty, że chciałem wskoczyć pod rozpędzony autobus. Chciałem popełnić samobójstwo" – mówił Szymon Bartnicki w rozmowie z wp.pl.
Dziennikarz przyznaje, że przez 10 lat nieustannie grał, cały czas zapożyczając się i zwiększając długi. Część należności udawało mu się pokryć z wygranych, ale ostatecznie wpadał w dalsze zadłużenie.
"Do pewnego momentu szło mi bardzo dobrze, byłem wzorowym klientem. W niemal wszystkich "chwilówkach" miałem dostępne najwyższe możliwe kwoty. W końcu jednak nie miałem pieniędzy ani na spłatę zadłużeń, ani na dalszą grę, by próbować wygrać kasę na ich spłatę. Zbiegło się to w czasie ze stratą pracy w PZPN, gdzie pisałem dla portalu "Łączy nas piłka". Byłem w takim dole, że chciałem się zawinąć. Nie widziałem dla siebie ratunku" – przyznaje Bartnicki.
Dziennikarz przyznaje, że w pewnym momencie, gdy już nie widział żadnej nadziei, chciał popełnić samobójstwo.
"Mechanizm we mnie siedzi"
W końcu prawda o jego uzależnieniu wyszła na jaw. Bartnicki przyznaje, że gdy narzeczona i jej znajomy, który miał podobne problemy, kazali mu iść na odwyk, początkowo się wzbraniał. "Ja, "wielki pan redaktor", który moment wcześniej był na zgrupowaniu kadry i zbijał piątki z Milikiem czy Zielińskim, ma jechać w miejsce dla patologii? Nie było jednak innej możliwości" – wspomina w rozmowie z wp.pl.
Dziennikarz podkreśla, że bez specjalistycznej pomocy praktycznie niemożliwe jest wyrwanie się z uzależnienia. Bartnicki po odbyciu terapii zerwał z zakładami. Dziennikarz przyznaje jednak, że cały czas nie ufa samemu sobie. "To jak z alkoholikiem - po terapii i tak do końca życia pozostanie alkoholikiem. I ja, hazardzista, do końca życia nim już będę, bo to zaburzenie psychiczne. Mechanizm dalej we mnie siedzi" – przyznaje.
Czytaj też:
Nie żyje dziennikarka TVP3