Damian Cygan: Na początku listopada opublikował pan tekst zatytułowany "Piotrowicz i Pawłowicz w Trybunale Konstytucyjnym. Bóg wojny powraca". Minął miesiąc i oboje są już sędziami TK. PiS nie miał innych, lepszych kandydatów?
Piotr Trudnowski: Mógł mieć, ale inni kandydaci nie wysłaliby tego sygnału, który z jakiegoś powodu Jarosław Kaczyński chciał w tej sytuacji przekazać. Po pierwsze, prezes PiS zwykle działa tak, że po okresie wizerunkowego odprężenia, jakim są kampanie wyborcze, przychodzi czas utwierdzania najwierniejszych sympatyków i przekazywania im informacji, że mimo wszystkich wad Prawa i Sprawiedliwości, powinni przy tej partii trwać. Po drugie, wybór Piotrowicza i Pawłowicz na sędziów TK był testem lojalności dla Porozumienia i Solidarnej Polski. Po trzecie – Kaczyński wrócił w ten sposób na pole gry, w którym czuje się najlepiej, czyli tam, gdzie to on narzuca tematy polaryzacji. Pytanie tylko, czy w dłuższej perspektywie to się partii przysłuży.
Czy odebranie ślubowania od Pawłowicz i Piotrowicza wpłynie na kampanię wyborczą Andrzeja Dudy? Chyba nie bez powodu uroczystość w Belwederze odbyła się bez udziału mediów.
Sama decyzja o zaprzysiężeniu nie będzie miała kluczowego wpływu. Natomiast moim zdaniem prezydent ma świadomość, że działania, które podjął na samym początku sporu o Trybunał Konstytucyjny, były niewystarczające. To było coś, co można nazwać umownie "zbrodnią założycielską" określającą jego prezydenturę, bo sam ograniczył sobie pole manewru wobec PiS na przyszłość. Myślę, że gdyby do sporu o Trybunał doszło np. w drugim roku urzędowania Andrzeja Dudy, to jego decyzje byłyby zupełnie inne. Dzisiaj prezydent na pewno zdaje sobie sprawę, że państwo znalazło się w trudnej sytuacji – i to bez wchodzenia w to, kto zaczął, kto jest winny i kto ma racje. Niestety, Andrzej Duda nie był w stanie zablokować tych szkodliwych dla państwa działań na odpowiednio wczesnym etapie. To, czy na uroczystości zaprzysiężenia nowych sędziów TK był obecny fotograf czy nie, jest pewnie symboliczne, ale nie kluczowe. Kluczowe będzie to, co Polacy zapamiętają z działań Andrzeja Dudy w sporze o sądownictwo. A obawiam się, że nie będą pamiętać o jego wetach do ustaw sądowych z 2017 r., lecz o tym, że zagrał w grę, którą PiS mu zaproponował. I niestety przegrał.
Jeżdżąc po Polsce, prezydent często mówi o potrzebie oczyszczenia wymiaru sprawiedliwości z osób uwikłanych w system komunistyczny. Następnego dnia były prokurator w czasach PRL zostaje sędzią TK. Zdjęcie Andrzeja Dudy odbierającego ślubowanie od Piotrowicza byłoby dla opozycji prezydentem na czas kampanii.
Prezydent musiał odebrać to ślubowanie, nie miał wyboru. Jednak nie zdziwię się, jeśli za kilka dni ogłosi, że w Belwederze nie było hucznej uroczystości, bo nie miał poczucia, że jest coś szczególnego do świętowania. Moim zdaniem w tej decyzji, żeby nie zapraszać mediów, nie chodziło o zdjęcie z Piotrowiczem, bo takie fotografie i tak są, lecz o wysłanie sygnału, że Andrzej Duda przyjmuje ślubowanie, ale się nie cieszy.
Czy wyrok Sądu Najwyższego ws. Izby Dyscyplinarnej i Krajowej Rady Sądownictwa wywoła jakąś reakcję po stronie obozu rządzącego?
Liderzy Zjednoczonej Prawicy, a przede wszystkim premier Mateusz Morawiecki i prezes PiS Jarosław Kaczyński, mają świadomość, że to, co miało być reformą wymiaru sprawiedliwości, przyniosło w praktyce więcej szkód niż pożytku. Ja akurat należę do osób, których nie przekonują argumenty o niekonstytucyjności KRS, ale to jest moje prywatne zdanie. Nie jestem prawnikiem i konstytucję czytam jako komentator. Nie mniej jednak koszty tego sporu cały czas ponosimy i nie ma dzisiaj organu, który mógłby zakończyć ten konflikt. Sytuacja, w której duża część opinii publicznej nie uznaje prawomocności TK, będzie budowała chaos prawny. Pierwszym krokiem w rozwiązaniu tego sporu powinna być opcja zerowa w Trybunale. Jednak do tego potrzebna jest konstytucyjna większość, którą trudno sobie dzisiaj wyobrazić. Ale kiedy zaczną się masowe podważania składów sędziowskich i obywatele zorientują się, że system sądownictwa działa gorzej, a nie lepiej, będzie to też bolesne dla PiS.
Kto wyjdzie zwycięsko ze starcia Marian Banaś kontra PiS? Mówi się, że to już osobista wojna Jarosława Kaczyńskiego z prezesem NIK.
W tej sprawie nie ma chyba dobrych scenariuszy, choć Prawo i Sprawiedliwość ma ich na pewno kilka. Pierwszy to zmiana ustawy o NIK, co byłoby niebezpiecznym precedensem, ale opinia publiczna odbierze to dobrze, bo negatywnie ocenia Mariana Banasia. Wszystkie afery zawsze są mocno spersonalizowane i gotowość do ukarania osób za nie odpowiedzialnych jest kluczowym oczekiwaniem opinii publicznej. Jednak abstrahując od planów PiS trzeba pamiętać, że jest jeszcze Senat. Gdyby partia rządząca mogła odwołać Banasia i powołać w jego miejsce kogoś innego, już by to zrobiła. W obecnym układzie sił PiS boi się, że opozycyjny Senat będzie stosował całkowitą obstrukcję i odrzucał każdego kandydata. Wówczas tak ważny urząd jak Najwyższa Izba Kontroli pozostałby nieobsadzony, a to sytuacja bardzo kłopotliwa dla rządzących.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.