Przytoczony cytat stanowi fragment mowy wygłoszonej przez tegoroczną laureatkę Nagrody Nobla - Olgę Tokarczuk. Należą jej się słowa uznania i gratulacje, także od czytelników literatury pięknej z Hiszpanii. Trudno jednak przemilczeć zakłopotanie, w jakie wprawiła wielu Hiszpanów polska pisarka. W zaledwie paru powyższych zdaniach udało jej się ustalić prosty związek przyczynowo-skutkowy między odkryciem Ameryki, wyginięciem rdzenniej ludności a zmianami klimatycznymi.
Jak powiedziałby nasz mistrz Quevedo Olga Tokarczuk wzorem innych miłośników fikcji i bajkopisarstwa schroniła się w popularnych stereotypach, aby dopasować się do aktualnego klimatu i wymogów. Zacytowany fragment mowy Noblistki jest wyborną ilustracją dla tzw. Czarnej Legendy Hiszpanii, która mówiąc najprościej jest zbiorem ówczesnych fake newsów, rozpowszechnianych głównie przez protestancką machinę propagandową, aby zdeprecjonować i zafałszować rozdział historii świata, jaki rozpoczął się wraz z panowaniem Królów Katolickich.
„Zagłada” Indian, o jakiej wspomina Noblistka dowodzona jest z pomocą spektakularnych liczb, tyle że ze źródeł, jakich autorka niestety nie chce nam ujawnić. W sztokholmskiej Akademii wybrzmiała liczba „60 milionów rdzennych Amerykanów”(!), choć inny urodzony w Polsce znawca tematu - Angel Rosenblat, w swej książce „Rdzenna ludność Ameryki od 1492 do dziś” (Buenos Aires 1945) obliczył, że przed przybyciem Kolumba, liczba autochtonów w obrębie całego kontynentu była nieco wyższa niż 13 milionów, by następnie w okolicach 1570 r. spaść do 11 milionów, zaś po procesach krystalizacji narodów Ameryki Łacińskiej, osiągnąć szacunkowo 8 milionów tubylców w 1825 r.
Oprócz danych liczbowych liczą się też inne kwestie. Należy pamiętać, że tamtejsze ludy były najczęściej skonfliktowane albo skonstruowane w ramach struktur zniewolenia, co skutkowało wzajemnym mordowaniem na masową skalę. O makabrycznych praktykach religijnych polegających na krwawych ofiarach z ludzi informują nas ponad wszelką wątpliwość wykopaliska archeologiczne. A te są coraz liczniejsze, jak słynne tzompantli – konstrukcje zbudowane na bazie ludzkich czaszek, np. ta nieopodal Templo Mayor w Meksyku, o których opowiadały już kroniki hiszpańskie z czasów wypraw lub słynne Mumie dzieci z Llullaillaco odnalezione w 1999r.
Wiedza o ówczesnej rzeczywistości całkowicie obala mit o Indianach jako „łagodnych barankach”, jak przedstawiał ich w swoich relacjach mnich Bartolomé de Las Casas zakłamując rzeczywistość przez wyolbrzymianie jednych aspektów a przemilczanie innych. Podobnie Tokarczuk sugeruje, że świat prekolumbijskich plemion bliski był ideału jakiegoś raju na ziemi. Owszem, słuszne jest wspominanie również o niszczycielskiej stronie wyprawy na kontynent, tyle tylko, że 5 wieków wcześniej trudno było przewidzieć brak naturalnej odporności na wirusy „europejskie”, które zdziesiątkowały ludność tubylczą Ameryk. Ten fakt jest dobrze znany, choć jednocześnie przykro że inne aspekty podboju już umykają zbiorowej pamięci. Imperium hiszpańskie od początku obrało kurs na kulturotwórczą, cywilizacyjną i religijną misję na zamorskich terenach toteż w miastach, które zakładali pierwsi osadnicy od razu pojawiły się szpitale.
Troska o stan sanitarny i opanowanie epidemii leżała w gestii Korony. Znamy opis Królewskiej Wyprawy Dobroczynnej w 1803 w ramach akcji szczepionkowej dowodzonej przez Francisco Javiera de Balmis pierwszego chirurga z meksykańskiego Hospital de San Juan de Dios, dzięki któremu szczepionka przeciw ospie dotarła aż do Puerto Rico, Caracas, Havany, Veracruz, miasta Meksyk i stamtąd na Filipiny docierając nawet do enklaw chińskich w Macao i Cantón.
Jak się więc wydaje Olga Tokarczuk stała się ofiarą fake newsów, które sama potępia a jednocześnie mimowolnie powiela. Jeśli więc dane, którymi operuje są tak rażąco zawyżone, pozostaje wątpić, aby przemiany klimatyczne wywołane konkwistą mogły być aż tak drastyczne. Spod pióra Noblistki wyłonił się obraz mrocznego Imperium Hiszpańskiego przedstawianego z pomocą określeń: „niewolenie”, „zabijanie”, „zagłada”, podczas gdy autentyczne uznanie godności tubylców i ich prawne zabezpieczenie mocą testamentu niezwykle czułej na tym punkcie Królowej Katolickiej Izabeli Kastylijskiej, było tym, co wyróżniało Koronę Hiszpańską na tle ówczesnych imperiów. Czym innym wszakże jest instytucjonalizowana zagłada, jaką metodycznie przeprowadzały inne państwa kolonialne a czym innym przestępstwa, których dopuszczali się indywidualnie konkwistadorzy i osadnicy wbrew prawu stanowionemu przez władcę.
Testament spisany przez Królową Izabelę jasno stanowił, że ani ona ani jej spadkobiercy „ nie wyrażają zgody na krzywdzenie Indian zamieszkujących swoje ziemie, ani pozbawianie ich dóbr. Powinni być dobrze i sprawiedliwie traktowani”. Obok tego, wprowadzono szereg innych, bezprecedensowych na owe czasy dyrektyw korygujących zaistniałe nadużycia i biorące w obronę społeczności, które zostały uśmiercone nieco później wraz z nadejściem dziewiętnastowiecznych trendów europejskich usiłujących „wybielić” rasy Ameryki Łacińskiej. Nie można zamknąć tego zaledwie zarysowanego przeglądu ochrony prawnej podbitych ludów bez odwołania do pracy hiszpańskiego dominikanina Francisco de Vitoria ze Szkoły w Salamance, który zdaniem wielu znawców tematu zainicjował rozwój myśli w zakresie praw człowieka, nie wspominając o teorii prawa międzynarodowego.
To, co być może Polacy przywykli nazywać jako “kolonie hiszpańskie” nigdy nie pojawiło się w hiszpańskim nazewnictwie. Nowo odkryte ziemie były nazywane „las Españas de Ultramar” czyli zamorskimi Hiszpaniami stanowiącymi terytorium o takiej samej randze jak prowincje w kraju.
Z wielu powyższych powodów wydaje się nieuniknione zaliczenie pisarki w poczet pisarzy propagujących Czarną Legendę Hiszpanii ze szkodą dla prawdy historycznej i faktów. Z całą pewnością przysporzy jej to wielu czytelników i adeptów nowych sekt ratujących planetę, którzy tak pilnie poszukują winnych z dala od siebie, że znaleźli ich nawet w tych, którzy wieki temu stworzyli Imperium Hiszpanii.
Być może dla autorki „Fikcja jest zawsze jakimś rodzajem prawdy”, ale chyba tylko w odniesieniu do twórczości(?), bo tam, gdzie autorka chce mówić o „pewnych momentach w historii” powinna sięgnąć raczej do literatury przedmiotu i dokumentów. Inaczej, jak sama wspomniała: „kłamstwo staje się bronią masowego rażenia”. Niestety.
Iván Vélez Cipriano (Cuenca, 1972)
publicysta ABC, El Mundo, Libertad Digital, La Gaceta,
autor wielu książek: "O Czarnej Legendzie", "Mit Cortésa, czyli od uniwersalnego bohatera do ikony Czarnej Legendy", "Gustavo Bueno. 60 wizji jego dzieła", "Konkwista Meksyku" (2019), "Kłamliwe nowinki. Cortés, Nowy Swiat i inne epizody naszej historii".
Architekt. Dyrektor Fundacji DENAES (Fundacja Obrony Narodu Hiszpańskiego)
Madryt 24.12.2019
Tłumaczenie: Małgorzata Wołczyk.
Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.