– Poniedziałek – dyżur 24-godzinny, wtorek – wolne, środa – dyżur 24-godzinny, piątek – 24 godziny kolejnego dyżuru, potem przerwa 12-godzinna i kolejne 36 godzin dyżuru – wylicza jak wygląda jego praca ratownik z Grochowa w rozmowie z reporterem TVN24.
Pan Michał opowiada o brakach w sprzęcie i o tym. Jżeli pacjent nie ma gorączki, jest wydolny oddechowo i nie ma pewnych objawów zachorowania, to ratownicy mają nie zakładać kombinezonów. – Wtedy nie mamy sprzętów, nie mam wszystkiego, czego bym oczekiwał. Można powiedzieć, ze wydziwiam, że chcę za dużo. Chcę dużo, bo chcę być bezpieczny. Chcę mieć rodzinę, chcę wrócić do nich – mówi ratownik. Jednak medyk zaznacza, że ta praca, choć niekiedy nieludzko trudna, jest jego wyborem.
A jak wygląda praca w kombinezonie? Też nie jest łatwo: – Jest godzina 16. Chciałeś coś zjeść, dostałeś wyjazd. Twój jedyny posiłek to była poranna bułka i kawa, którą wypiłeś po pierwszym wyjeździe. Sześć godzin od 16. O 22 wychodzisz z kombinezonu. Twój posiłek był o 8 rano, ostatni napój o godzinie 10. Napiłeś się wcześniej, chcesz się załatwić - normalne potrzeby fizjologiczne. Nie możesz. Chcesz coś zjeść? Nie możesz. Chcesz się podrapać po nosie? Nie możesz. Ktoś do Ciebie dzwoni, chcesz zobaczyć rodzinę? Twój telefon jest w kombinezonie, jest zabezpieczony przed kontaktem ze światem zewnętrznym na czas pobytu w kombinezonie.
Ratownik nie ukrywa, że ma tylko jedno marzenie – aby epidemia w końcu się skończyła.
Czytaj też:
Świdnik: Zamknięto porodówkę. Żona zakażonego listonosza jest położnąCzytaj też:
Ktoś ukradł z przychodni płyn do dezynfekcji. Pomogli mieszkańcy