Głośno zrobiło się o Księdzu i o Tomaszu Terlikowskim po wystąpieniu w filmie braci Sekielskich. Środowiska LGBT atakują, że film zawiera homofobię, a znów część katolików mówi, że uczestniczyliście w antykatolickiej produkcji?
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Niestety, przy dyskusji o wielu problemach, nie mówi się o meritum, co jest przyczyną tak trudnych sytuacji, nie wspomina się o ofiarach tego typu przestępstw, ale szuka się spiskowych teorii. To, co uderza najbardziej to to, że z tak skrajnych stron zostali autorzy, a przy okazji biskup Mirosław Milewski, Tomasz Terlikowski i ja, w tak ostry sposób zaatakowani.
Środowiska LGBT mówią o homofobii?
I atakują bardzo niesprawiedliwie. W żadnym przypadku film nie jest homofobiczny. Jest w nim jedynie jasne opisanie lobby, działającego w Kościele, w Watykanie, nazywanego lawendową mafią. Ale absolutnie nie ma postawienia znaku równości między homoseksualizmem a pedofilią.
A zarzuty drugiej strony o to, że film jest antykościelny?
To dobrze, a ja się pytam – dlaczego po pierwszym filmie braci Sekielskich żadne deklaracje nie zostały spełnione? Jak jest film, ukazuje się książka, jest chwilowe poruszenie, a potem sprawa jest zamieciona pod dywan. Tu trzeba mieć pretensje, ale do tych, którzy zaniedbują te sprawy, a nie do tych, którzy próbują to wyjaśniać. Bo przecież i ja, i Tomasz Terlikowski, staramy się robić to dla dobra Kościoła. A już tym bardziej biskup Milewski, który jest przecież we władzach Kościoła, należy do Konferencji Episkopatu Polski.
Jest jeszcze kolejna sprawa – lustracji. Po poprzednim filmie okazało się, że kilku jego negatywnych bohaterów było tajnymi współpracownikami komunistycznych służb specjalnych?
Od dawna twierdzę, że gdyby kilkanaście lat temu Kościół ujawnił całą prawdę o problemach ze współpracą z SB, przy okazji wiele spraw obyczajowych ujrzałoby światło dzienne. Ale to doprowadziłoby do oczyszczenia, wiele problemów w Kościele już zostałoby rozwiązanych. Bo dobrze wiemy, że SB stosowała tzw. kompromaty, gdy wiedziała o skłonnościach danego księdza, wykorzystywała to. Ale oczywiście trzeba mieć świadomość, że pojawiło się już nowe pokolenie księży, którzy seminaria kończyli już w III RP. Ich problem lustracji nie dotyczy.
Kolejna rzecz, niezwykle ważna – to rola św. Jana Pawła II. Środowiska lewicy atakują polskiego papieża o rzekome krycie nadużyć seksualnych. A znów środowiska katolickie obawiają się, że swym udziałem w filmie Sekielskich Ksiądz uwiarygodnił de facto ich kolejny film, który będzie służyć „dewojtylizacji”, czyli atakowi na polskiego papieża?
Akurat o św. Jana Pawła II jestem spokojny. Uważam, że jego postać się obroni. Był proces beatyfikacyjny, potem kanonizacyjny. Pamiętam też poczynania samego papieża. Gdy na początku tego stulecia byłem w Rzymie i św. Jan Paweł II miał mocne przemówienie do biskupów amerykańskich właśnie o tym, że trzeba stosować zasadę zero tolerancji wobec pedofili. Ale też św. Jan Paweł II był odcinany od informacji. Więc ja się samego Jana Pawła II w kontekście kolejnego filmu Sekielskich nie obawiam. Są natomiast tacy, którzy mogą się bać. Ludzie z jego bliskiego otoczenia, z watykańskiej wierchuszki. Bo pamiętamy sprawę abp. Juliusza Paetza. Gdy do Watykanu szły listy i one ginęły. I dopiero Wanda Półtawska, przyjaciółka Jana Pawła II, w przemyconym liście przekazała ojcu świętemu list o tym, co się wyrabia w archidiecezji poznańskiej. I w tym kontekście mam żal do katolickich twórców.
Dlaczego?
Robiąc filmy o Janie Pawle II skupiają się na kremówkach, na tym, że późniejszy papież lubił grać w piłkę. To proste. Nie drążą tematu tego, kim był w Watykanie otoczony, jak trudno czasem było mu działać, jak był odcinany od informacji. Trudno mieć pretensje do twórców niekatolickich, że takie tematy podejmują.
Czytaj też:
Papież ukarze polskiego biskupa? Terlikowski ujawnia nowe informacje
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.