To, co przez kilka ostatnich miesięcy pokazywały najbardziej popularne media, to już nie „brand journalism” ani „dziennikarstwo tożsamościowe”, tylko czysta polityczna propaganda, uprawiana według odwiecznych wzorów. Co najbardziej znaczące i najbardziej niepokojące, stacje czy portale, które starają się otwartej propagandy nie uprawiać i zachowywać choć pozory dystansu do partii, wyraźnie tracą przez to na popularności.
Takie polityczne zaangażowanie nie jest dla polskich mediów niczym nowym, podobnie jak to, że w ferworze kampanii wyborczej, której zawsze nadawana jest apokaliptyczna ranga walki „o wszystko”, mającej „rozstrzygnąć na wiele, wiele lat”, puszczają hamulce i zarzucane są pozory (przypomnijmy choćby bezczelne zmyślenie przez TVN „zamachu na Bronisława Komorowskiego” w ostatnich godzinach przed ciszą wyborczą w 2015 r.). Jednak w tej kampanii media po raz pierwszy znalazły się na pierwszej linii frontu – zarówno jako cele ataku, jak i jako jednostki uderzeniowe.
Czytaj też:
Sumowanie półprawd
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.