Kiedy rząd zaboli głowa

Kiedy rząd zaboli głowa

Dodano: 
Przemysław Czarnek, Jacek Sasin, Michał Moskal, Lech Sprawka, Jarosław Stawiarski
Przemysław Czarnek, Jacek Sasin, Michał Moskal, Lech Sprawka, Jarosław Stawiarski Źródło: PAP
Dzień 217 | Wpis nr 206 || Skończył się kryzys rządowy pod tytułem rekonstrukcja rządu. Było ostro, ale finał też nie zwolnił tempa. Kowid zamieszał. A raczej konsekwencje procedur. „Zawinił” nowy minister połączonych resortów edukacji i nauki oraz szkolnictwa wyższego, poseł Czarnek. Przed nominacjami całego nowego rządu, nowego ministra zabolała głowa i… zrobił sobie test na koronawirusa. Ten wypadł pozytywnie, co oznacza, że do znanych już symptomów objawowego wirusa należy dodać ból głowy. Czyli wiele osób, w tym związków z kulejącym seksem, będzie zagrożonych testami, a więc i ich pozytywnymi wynikami.

Tak czy siak odpowiedzialny, acz niedoszły minister odpowiedzialnie ogłosił, że jest zakażony, może bezobjawowo, bo o tym czy przestała go boleć głowa media nie wspominają. Ale w związku z tym wręczenie nominacji nie odbyło się w planowany poniedziałek. Sprawa się więc przedłuża.

Najpierw – od wyborów trwały przymiarki do nowego układu w rządzie. Praktycznie koła mielące polskie sprawy wstrzymały bieg – nikt nie podejmował ważniejszych decyzji, bo nie wiadomo było czy takie mogą w przyszłym rozdaniu zaszkodzić czy pomóc. Potem nastąpiło futerkowe przyspieszenie, ale nie w kwestii zakończenia tego procesu, ale raczej kręcenia sił odśrodkowych, powstałych z powodów oczekiwań koalicjantów i reakcji na nie partii przewodniej. Tu już nie tylko stanęły ministerstwa, ale zaczęto coś przebąkiwać o krachu istniejącej rządzącej koalicji, a więc rządzie tymczasowym.

I teraz, kiedy wszystko miało znaleźć swój optymistyczny finał w Pałacu Prezydenta Dudy pech znów zadziałał. A to nie tylko celebra z tymi nominacjami. Poseł, a przyszły minister, spotykał się z ministrami obecnego rządu i Bóg wie z kim jeszcze i teraz mamy połowę rządu, łącznie z nowymi twarzami i funkcjami na kwarantannie, by odczekać kilka (kilkanaście?) dni w oczekiwaniu na objawy i/lub negatywny wynik testów. A z testami – to wiadomo jak jest, to znaczy nie wiadomo. Loteria. A więc sekwencja: ból głowy-zapobiegawczy test-odpowiedzialne powiadomienie o wyniku-kwarantanna rządu pokazuje jak zabójczy może być wirus, jeśli stosować wszystkie procedury.

Ja sobie przypominam takie dywagacje w przypadku służby zdrowia. Kwestie relatywnego spadku zgonów uzasadniano m.in.… brakiem dostępu do służby zdrowia, zwłaszcza wstrzymaniem przez kowida planowanych operacji. W związku z tym – o paradoksie – mniej ludzi miało umierać, bo to wiadomo – z tymi operacjami to różnie bywa, raz się udadzą, raz – nie. I jak się je wstrzyma to ma wyjść chorym na dobre. Ale ten argument, próbujący wyjaśnić światowy fenomen zmniejszenia się liczby zgonów – mimo szalejącej pandemii – kasowałby potrzebę istnienia całej służby zdrowia. No bo skoro brak do niej dostępu ma ratować ludzi, no to jak najdalej… Oczywiście to głupota, bo skutki takiego postępowania przeniosą się (i zaostrzą) w przyszłości, ale nie będziemy mówić o nich, że to są ofiary… koronawirusa. Bo to są jego ofiary ale nie w sensie epidemiologicznym, tylko organizacyjnym, a więc zawinionym przez nas.

No skoro niby tak, to może popatrzmy tak samo na rząd. Od wyborów prezydenckich praktycznie stoi, czekając na rozstrzygnięcia swego losu. I co się stało? Ano nic wielkiego. To znaczy pewnie zajdą jakieś okoliczności w przyszłości z powodu nie podjęcia jakichś decyzji w okresie zawieszenia działania, ale – jak w przypadku szpitali – nie będziemy widzieli już żadnych związków przyczynowo-skutkowych. Ludzie szybciej zauważą negatywne efekty jakichś działań niż efekty ich nie podjęcia. Ale skoro niektórzy uważali, że przymykanie służby zdrowia ratuje ludzkie życie, to może spowolnienie pracy rządu przyniesie korzyści. Na pewno powinni tak uważać krytycy władzy, bo skoro utrzymują, że działanie polskiego rządu to zagrożenie dla Polski, to okres flauty w jego pracy powinien zostać uznany za sukces. Po prostu mniej napsuli.

Jutro zamaskowany prezydent wręczy jakoś nowe nominacje. Rząd ruszy, ale będzie w jeszcze większym szpagacie z powodu częściowej czarnkowej kwarantanny. Dwa ministerstwa – edukacji i nauki – czekają na nowego ministra. Też stoją. Resort rozwoju czeka na nowego szefa i wicepremiera. W sumie cały rząd czeka – jak nie na nowych ministrów, to na starych, którzy się teraz kwarantannują.

I wszystko dlatego, że posła Czarnka rozbolała głowa. Jak by go nie rozbolała, to by było po nominacjach i jeśliby się ktoś zakaził w jej trakcie, to pewnie bezobjawowo. Tak, że by się wszystko odbyło i rozeszło. Ministrowie wróciliby do pracy i rząd zacząłby pracować od razu.

Jak uważają (i życzą mu) ludzie nieprzychylni – dobrze, żeby pracował jak najbardziej bezobjawowo.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na blogu „Dziennik zarazy”.

Źródło: Dziennikzarazy.pl
Czytaj także