Działacz opozycji w PRL: Bez zmiany podejścia młodych stracimy bezpowrotnie. Nie umiemy z nimi rozmawiać

Działacz opozycji w PRL: Bez zmiany podejścia młodych stracimy bezpowrotnie. Nie umiemy z nimi rozmawiać

Dodano: 
Uczestnicy protestu przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego
Uczestnicy protestu przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego Źródło: PAP / Jakub Kaczmarczyk
Trzeba znaleźć kod, za pomocą którego trafimy do młodych. I program musi być nie na rok, ale na jakieś siedem lat. Musi być odpowiedzią i środowisk konserwatywnych i polityków i Kościoła. Bez tego kolejne roczniki będą tracone na zawsze tak, jak ci, co teraz protestują domagając się zabijania dzieci nienarodzonych – mówi portalowi DoRzeczy.pl Przemysław Miśkiewicz, lider stowarzyszenia Pokolenie, działacz NZS w latach 80.

Pana tekst opublikowany w mediach społecznościowych wywołał spory odzew i poruszenie wśród dawnych opozycjonistów. Wynika z niego, że młode pokolenie jest już dla środowisk patriotycznych, konserwatywnych stracone. Skąd takie przemyślenia i co w ogóle skłoniło Pana do takich refleksji?

Przemysław Miśkiewicz: Od 40 lat jestem w tym wszystkim. W działalność społeczną zaangażowałem się w wieku 18 lat, po wybuchu Solidarności i trwa to do dziś. Może z krótką przerwą w latach 1990 – 1995, kiedy wychodziłem z założenia, że „nasi" ludzie przejęli władzę i oni to wszystko poukładają jak trzeba. Mocny dzwon zadźwięczał w 1995 roku, gdy wybory prezydenckie wygrał Aleksander Kwaśniewski. Zaangażowałem się ponownie w działalność społeczną. Nie jestem politykiem, ale śledzę polską politykę na bieżąco cały czas. I mam odczucie, że wielu ludzi prawicy, także mediów, nie chce prawdziwej dyskusji. Nie poruszają najważniejszych tematów. Chwalą PiS i po trochu stali się politykami, a nie dziennikarzami. To jest błędna postawa Po długich wahaniach zdecydowałem się napisać tekst, w którym, oczywiście subiektywnie, staram się zdiagnozować przyczyny zaistniałej sytuacji. Żeby było jasne, nie chodzi o krytykowanie rządu, ale życzliwe zwrócenie uwagi na kilka spraw.

Profesor Antoni Dudek mówi w wywiadzie dla portalu DoRzeczy.pl, że PiS może jeszcze uratować poparcie, ale poprzez mobilizację starszego pokolenia. Młodzi są już straceni. Czy jednak nie jest tak, że są oni też straceni dla całego konserwatyzmu, Kościoła?

Jestem o tym przekonany. Oczywiście zgadzam się też z analizą Krzysztofa Karonia dla Mediów Narodowych, który twierdzi, że młodzi ludzie wyszli na ulice, nie zawsze wiedząc za czym albo przeciwko czemu protestują. Ale też jest tak, że przez lata, ani oni nie rozumieli nas, ani my nie rozumieliśmy ich. Nasze wartości, nasz świat, zasady – są to zupełnie odrębne rzeczywistości. Myśmy – w sensie pokolenie obecnych 50, 60-latków – nie zrobili nic, aby ich do naszych wartości przekonać. Żyliśmy w swojej bańce, zaangażowani w walkę z komuną z lat 80. Chcieliśmy im przekazać antykomunizm, a nie zwróciliśmy uwagi na inne ważne wartości. Ale też jedna rzecz – my kompletnie nie umiemy z tymi młodymi ludźmi rozmawiać.

No, ale ten brak porozumienia między pokoleniami istniał zawsze.

Tak, ale dziś mamy jedno pokolenie XXI wieku, a my siedzimy w wieku XX, a nawet niektórzy z nas tkwią w wieku XIX poprzez uwielbienie dla literatury romantycznej. I żeby było jasne, nie widzę w tym niczego nagannego, bo taki był od lat nasz kod kulturowy. Tylko, że on został zerwany. Dlaczego? To jest osobny temat. Obecne młode pokolenie najczęściej nie zna nawet Sienkiewicza i Mickiewicza. Do tego kieruje się bardzo często ideami konsumpcjonizmu. Pozornie te hasła są podobne do protestów z roku 1968, jednak różnica jest zasadnicza. Wtedy młodzi ludzie protestowali przeciwko konsumpcjonizmowi, materializmowi rodziców. Dziś protestują za tym konsumpcjonizmem. Kościół? A po co tracić godzinę w tygodniu, jeszcze w weekend? Czy można się wyskrobać? No oczywiście, że można – mówi młode pokolenie.

Pytanie, co zrobić, by zmienić taki stan rzeczy?

Ci młodzi ludzie najczęściej żyją ze smartfonem, tabletem w ręku. Na pewno nie wystarczy do nich trafiać przez gadanie ciągle o walce z komuną. To do nich nie trafi. Trzeba znaleźć sposób, za pomocą którego trafimy do młodych. I taki program nie ma szans dać efektów za rok, ale może za jakieś siedem lat. Musi być odpowiedzią i środowisk konserwatywnych i polityków i Kościoła. Bez tego kolejne roczniki będą tracone na zawsze tak, jak ci, co teraz protestują, domagając się zabijania dzieci nienarodzonych. To jest bardzo trudne zadanie, ale nie jest niemożliwe. I nie można na to patrzeć tylko pod kątem kolejnych wyborów.

Czytaj też:
Gmyz: Polacy w Berlinie często są pod wpływem liberalnych niemieckich mediów

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także