Ekspert: Nasz eksport jest bardziej konkurencyjny od strefy euro

Ekspert: Nasz eksport jest bardziej konkurencyjny od strefy euro

Dodano: 
Dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego Piotr Arak
Dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego Piotr Arak Źródło:PAP / Wojciech Olkuśnik
– W momencie, w którym jest mniej inwestycji i konsumpcji wewnętrznej, nadal możemy rozwijać naszą gospodarkę, mimo że nie obronimy się przed recesją. Nasze produkty po prostu stają się bardziej konkurencyjne od tych pochodzących ze strefy euro – mówi w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl Piotr Arak, dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Polski eksport w październiku wyniósł ponad 100 mld złotych i pobił w ten sposób historyczny rekord. Z czego to wynika?

Piotr Arak: Pierwszy powód jest dość jasny, tzn. gospodarka ma naturalny stabilizator, który w sytuacji kryzysu gospodarczego i niepewności sprawia, że wartość naszej waluty spada, a to sprawia, że nasz eksport staje się bardziej konkurencyjny. W momencie, w którym jest mniej inwestycji i konsumpcji wewnętrznej, nadal możemy rozwijać naszą gospodarkę, mimo że nie obronimy się przed recesją. Nasze produkty po prostu stają się bardziej konkurencyjne od tych pochodzących ze strefy euro. Kurs złotego w październiku wynosił pomiędzy 4,50 a 4,60 przy tych samych wynagrodzenia pracowników i cenach.

Czy to kolejny dowód zalety, jaką jest posiadanie własnej waluty?

Tak, nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli rozwijać się szybko w następnych latach bez własnej waluty. Ona powoduje m.in. to, że w relacji do strefy euro wyższe są nasze koszty pożyczkowe. Jeżeli jednak jesteśmy w stanie szybko rozwijać się gospodarczo, to nie potrzebujemy aż tak niskich kosztów kredytowania, jak mają to Włochy czy Hiszpania. Przy szybkim tempie rozwoju kraju to nie ma znaczenia, co pokazuje np. wynik PKB per capita osiągnięty przez Czechy.

Niektóre kraje Europy Środkowo-Wschodniej jak Słowacja czy Litwa zdecydowały się dołączyć do strefy euro. Popełniły błąd?

W przypadku mniejszych gospodarek i mniej zdywersyfikowanej produkcji, a także mniejszym stopniu uzależnienia od eksportu może się to opłacać. Na Litwie czy Słowacji wprowadzenie euro niewiele zmieniło, ponieważ te kraje i tak nie były w stanie prowadzić samodzielnej polityki monetarnej, będąc uzależnionymi od swoich sąsiadów lub gospodarki niemieckiej.

W skali rocznej polski import spadł o 3,5 procenta. Co oznacza to w praktyce dla gospodarki?

Oprócz części produktów, które kupujemy z Europy Zachodniej, mamy też ogromny spadek, jeżeli chodzi o import surowców. Polska nie kupiła np. tej samej ilości ropy, co w latach poprzednich. Eksport utrzymywał się natomiast na tym samym poziomie, co sprawiło, że 2020 rok kończymy z nadwyżką. Oznacza to, że naszą gospodarkę prawdopodobnie będziemy budować na zdywersyfikowanym eksporcie: przede wszystkim usługach cyfrowych, meblach, częściach samochodowych i produktach spożywczych.

Czyli spadek importu nie spowoduje, że w Polsce zacznie brakować konkretnych produktów?

Nie, ponieważ najczęściej towary importowane do Polski są tymi, których u nas nie ma. Np. importujemy z Chin i reeksportujemy do krajów Europy Zachodniej konsole do gier komputerowych. Polska ze względu na dużą bazę produkcyjną wewnątrz kraju, oprócz produkcji z Chin czy specyficznych towarów z Europy Zachodniej, nie powinna mieć problemu z brakiem towarów. Pamiętajmy, że kiedy osłabia się kurs walutowy, rosną ceny produktów importowanych, ale w Polsce najczęściej jednak konsumujemy nasze rodzimy dobra.

Jak na te wyniki wpływa koronakryzys i obostrzenia?

Zamknięcie granic na początku pandemii spowodowało, że duża część polskich produktów nie trafiała na rynki europejskie. Późniejsze otwarcie oznaczało, że dużo Europejczyków ruszyło do sklepów i produkcja odbiła do góry, co widać na przykładzie samochodów, które jeszcze na przełomie marca i kwietnia były produkowane w śladowych ilościach. Trzeci kwartał roku był zdecydowanie lepszy dla koniunktury gospodarczej, z kolei w czwartym widać dostosowanie się producentów i konsumentów do innej sytuacji. Europejczycy dostosowali się do tzw. nowej normalności, w której pozostaje zamknięta część punktów usługowych i konsumpcyjnych, a z drugiej strony nabywa się więcej dóbr trwałych, np. telewizorów czy komputerów.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także