Prof. Kucharczyk: Pandemia zamiast nawróceń przyniosła erupcję chrystofobii

Prof. Kucharczyk: Pandemia zamiast nawróceń przyniosła erupcję chrystofobii

Dodano: 
Prof. Grzegorz Kucharczyk
Prof. Grzegorz Kucharczyk Źródło: PAP / Tytus Żmijewski
Ta epidemia obnażyła sekularyzację umysłów wielu ludzi Kościoła. To, co działo się w Lombardii, na początku pandemii, gdy zamykano przed wiernymi kościoły, to, co dzieje się teraz w Niemczech, gdzie nie ma komunii świętej, dowodzi tej sekularyzacji umysłów i serc. Niepokoi też uparte przekonywanie, że z pewnością nie ma tu Bożej interwencji, nawet nie kary, ale dopustu Bożego. W ogóle jesteśmy raczej świadkami przedefiniowania chrześcijaństwa – mówi portalowi DoRzeczy.pl prof. Grzegorz Kucharczyk, Instytut Historyczny Polskiej Akademii Nauk.

Rząd wprowadza kolejne obostrzenia w związku z pandemią, a tymczasem politycy opozycji żądają dodatkowych obostrzeń – zamknięcia kościołów. Czy jest to faktyczna troska o chorych, czy może, jak twierdzą niektórzy, chęć skłócenia katolików z niekatolikami?

Prof. Grzegorz Kucharczyk: Jest to nie tyle próba skłócenia, co raczej ugrania kilku punktów. Tzw. Strajk Kobiet się wypala, więc trzeba szukać innego paliwa. Pan Arłukowicz jako były działacz SLD, a więc partii postkomunistycznej, jawnie nawiązującej do ideologii marksistowskiej, jest człowiekiem, któremu z religię nie jest po drodze.

Mamy dziś jednak dziwną sytuację. Najpierw był krzyk, że kościoły są otwarte, a tymczasem w mszach mogło uczestniczyć jedynie pięć osób. I to w Wielkanoc, najważniejsze dla katolików święta. Teraz niektórzy eksperci mówią, że msze są groźne, ale już demonstracje proaborcyjne niekoniecznie. Czy nie jest trochę tak, że prawicowy rząd i hierarchowie Kościoła po prostu boją się?

Wiosną mieliśmy zamknięte kościoły, opozycja straszyła też potem mówiąc o śmiercionośnych kopertach, tymczasem mówimy o sytuacji, gdy tych zakażeń było około 200 na dobę. Ale oczywiście tak, mamy do czynienia z pewną grą pozorów, może i tchórzostwem. Choć pocieszające w tej sytuacji jest to, że u nas nie jest jeszcze najgorzej. Bo w sąsiednich Niemczech, w diecezji Goerlitz w ogóle zakazano komunii świętej, zarówno na rękę, jak i w formie tracycyjnej. Więc tu pytanie, co z wiarą w obecność Chrystusa w eucharystii.

Są głosy, że po pandemii życie religijne wróci do normalności, ale nie brak i takich, że tak naprawdę laicyzacja jeszcze się nasili. Czy można dziś cokolwiek w tej kwestii prognozować?

Jedno można powiedzieć z całą pewnością – mylili się ci, którzy mieli nadzieję, że dzięki tej sytuacji nastąpi jakiś wzrost religijności, powszechne nawrócenie. Oczywiście jakieś indywidualne nawrócenia z pewnością będą, ale jeśli mówimy o powszechnych zjawiskach, to bardziej możemy mówić o erupcji chrystofobii, nienawiści do księży, niszczenia świątyń itd.

Z drugiej strony mieliśmy do czynienia z wypowiedziami hierarchów, którzy utrzymywali, że owszem żyjemy w czasach niepewnych, ale pandemia nie jest karą. To zerwanie z wielowiekową tradycją Kościoła, który zawsze stał na straży pomocy chorym, cierpiącym także w czasie epidemii, przykładem takiej postawy jest choćby nasz święty Andrzej Bobola. Ale też postępowaniu takiemu zawsze towarzyszyło wezwanie do namysłu, nawrócenia. Ta epidemia obnażyła sekularyzację umysłów wielu ludzi Kościoła. To, co działo się w Lombardii, na początku pandemii, gdy zamykano przed wiernymi kościoły, to, co dzieje się teraz w Niemczech, gdzie nie ma komunii świętej, dowodzi tej sekularyzacji umysłów i serc. Niepokoi też to uparte twierdzenie, że z pewnością nie ma tu Bożej interwencji, nawet nie kary, ale dopustu Bożego. To się pomija.

Może uściślijmy – nie chodzi tu o indywidualną karę, nawet Jezus mówił w Ewangelii, że ludzie, którzy zginęli w zawalonej wieży nie byli bardziej winni od tych, co przeżyli. Jednak Kościół przez wieki odróżniał też kary dla całych społeczności, jak właśnie głód, wojna, zaraza. To nauczanie zostało chyba odrzucone?

Wydaje się, że tak. Wydaje się, że źródeł odrzucenia tej nauki o karze jest odrzucenie wymiaru krzyża. Zwróćmy uwagę, że w ogóle jesteśmy raczej świadkami przedefiniowania chrześcijaństwa. Wmawiania, że to taka wesoła i miła religia dla sympatycznych ludzi. Znikają odniesienia do cierpienia, grzechu, kary, krzyża. Nie ma miejsca na przykład na nadanie pandemii wymiaru krzyża.

Czy widzi Pan jakieś symptomy bardziej pozytywne w tym wszystkim, co się dzieje, jakąś nadzieję na powrót do normalności?

Nadzieję mieć trzeba zawsze, by uniknąć judaszowego grzechu rozpaczy. Patrząc ludzkim okiem nie ma powodów do optymizmu. Ale – jak uczą nas ojcowie Kościoła, chrześcijanin powołany jest to nadziei, nie optymizmu. Należy rozróżniać te dwa pojęcia. A poza tym warto kierować się tym, co sam Chrystus powiedział w Ewangelii, że nie należy się martwić na zapas, bo każdy dzień ma dość swoich zmartwień.

Czytaj też:
Godzina policyjna, zakaz przemieszczania się? Premier: Rozważamy kolejne restrykcje

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także