Warzecha: Jest tylko jedno rozwiązanie w walce z wirusem

Warzecha: Jest tylko jedno rozwiązanie w walce z wirusem

Dodano: 
Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha Źródło: PAP / Artur Reszko
Jedynym właściwym rozwiązaniem jest pogodzenie się z tym, że wirus jest. Za jakiś czas stanie się mniej zjadliwy i będzie po prostu jednym z wielu wirusów sezonowych, nie bardziej groźnym od grypy. Zanim to się stanie, musimy się jednak nastawić na działanie w reżimie sanitarnym – mówi portalowi DoRzeczy.pl Łukasz Warzecha, publicysta tygodnika „Do Rzeczy”.

Kolejne województwa zostaną objęte większymi obostrzeniami. Jedni krytykują, że rząd nie ma pomysłu na walkę z epidemią i działa nerwowo, inni jednak chwalą, że wreszcie nie ma lockdownu na cały kraj, ale są obostrzenia uzależnione od regionu.

Łukasz Warzecha: Rzeczywiście dobrą, albo mniej złą rzeczą jest to, że jeśli uznamy, że rząd już koniecznie musi wprowadzać obostrzenia, to lepiej niech je wprowadza lokalnie, a nie na terenie całego kraju. Natomiast co do zasady, to kontynuacja tego, co było, a więc podążanie w głównym nurcie, kompletnie bez zastanowienia, w którym kierunku to zmierza. Ja do znudzenia się powołuję na badania – nie jest to jedno badanie, jest ich już kilka, określających na ile działania pozamedyczne, typu lokdownowego mają wpływ na ograniczenie epidemii.

Jaki jest wynik tych badań?

Okazuje się, że jedynym czynnikiem, który jednoznacznie wpływał na zmniejszenie zakażeń, było zamknięcie szkół i uniwersytetów. Drugim czynnikiem, który też miał jakiś wpływ, był zakaz zgromadzeń powyżej stu osób, ale to już wyszło nie we wszystkich badaniach. Konkluzją wszystkich badań jest z kolei to, że inne środki nadzwyczajne – takie jak zamknięcie restauracji, kawiarni, siłowni, teatrów, kin, czy muzeów, na ograniczenie pandemii nie miały większego znaczenia.

Badania te nie są zaskoczeniem, bo przecież zarażamy się głównie w domach, a także w pracy. Niestety rząd nie jest w stanie działać poza tym głównym nurtem. W dodatku utrzymana została tradycja ogłaszania rozporządzeń tuż przed wejściem w życie. Dobrze zrobili ci właściciele kin, którzy się nie uruchomili, bo przewidzieli, że kina ponownie zostaną zamknięte. Generalnie brak jest jakiejkolwiek strategii, wciąż mamy do czynienia z naśladowaniem tego, co robią gdzie indziej, nie ma w tym żadnej myśli. Przede wszystkim wciąż nie mamy śledzenia liczby zakażeń, nie wiemy co się stało, że ta liczba zachorowań wystrzeliła tak bardzo w górę.

Tu pojawiła się teoria części ekspertów, że zamiast ślimaczącego się, rozłożonego w czasie lockdownu, lepszy byłby jeden, konkretny i krótki. Zamykamy wszystko na dwa tygodnie, a potem otwieramy. Co ciekawe, również część przedsiębiorców uważa, że takie działanie byłoby dla firm znacznie mniej dotkliwe, niż taka niepewność i nagłe zamknięcia co jakiś czas.

Znam tę teorię, głosi ją część covidowych celebrytów, choćby dr Michał Sutkowski. Osobiście nie jestem przekonany do teorii całkowitego, ale krótkiego lockdownu i otwarcia po nim wszystkiego. Oczywiście, gdyby to rzeczywiście było tak, że mamy pełny, stosunkowo niedługi lockdown, a po nim następuje powrót do pełnej normalności, to oczywiście byłoby to bardzo rozsądne rozwiązanie.

jednak problem polega na tym, że takiego powrotu do pełnej normalności nie będzie. Po prostu wirus nie zniknie od pełnego lockdownu. Musielibyśmy się przykryć szklaną kopułą i mieć doskonały system śledzenia zakażeń. Jedynym właściwym rozwiązaniem jest pogodzenie się z tym, że wirus jest. Za jakiś czas stanie się mniej zjadliwy i będzie po prostu jednym z wielu wirusów sezonowych, nie bardziej groźnym od grypy. Zanim to się stanie, musimy się jednak nastawić na działanie w reżimie sanitarnym. Oczywiście tymczasowo – zdecydowanie odrzucam teorie, że już nigdy nie wrócimy do normalności sprzed pandemii.

Czytaj też:
Alkohol w pandemii

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także