Woś: Z pluralizmem jest w Polsce coraz gorzej. Widać to głównie po antypisie

Woś: Z pluralizmem jest w Polsce coraz gorzej. Widać to głównie po antypisie

Dodano: 
Rafał Woś
Rafał Woś Źródło:PAP / Andrzej Rybczyński
Przesadą byłoby stwierdzenie, że szlag całkowicie trafił pluralizm w Polsce. Jednak bez wątpienia widzimy, że coś bardzo niepokojącego się z nim dzieje. Najwięcej niepokojących procesów zachodzi w środowisku liberalnego antypisu – mówi portalowi DoRzeczy.pl Rafał Woś, publicysta.

Stwierdził Pan niedawno, że w Polsce nastąpił niemal całkowity zmierzch pluralizmu. Dlaczego?

Rafał Woś: Oczywiście przesadą byłoby stwierdzenie, że szlag całkowicie trafił pluralizm w Polsce. Jednak bez wątpienia widzimy, że coś bardzo niepokojącego się z tym pluralizmem dzieje. Najwięcej niepokojących procesów zachodzi w środowisku liberalnego antypisu.

Na czym te zjawiska polegają?

O ile jeszcze w roku 2014, czy 2015 była w środowiskach tych otwartość na różne poglądy, dyskusję, tolerancja dla innego punktu widzenia, o tyle po przyjęciu władzy przez PiS w 2015 roku pluralizm jest tam wygaszany. Oczywiście to nie jest tak, że zupełnie nie ma różnicy zdań, ale tendencja jest wyraźna. Bardzo często jest tak, że nie ma miejsca nawet na inne widzenie pewnych spraw. W tematach takich, jak sądownictwo, czy energetyka, jest wyznaczony kierunek i każdy, kto chce powiedzieć coś innego, jest z tych mediów wypychany. I to zamykanie się jest bardzo szkodliwe i dla tych mediów, i w konsekwencji dla Polski.

Mówi Pan o mediach antypisu, ale nie brakuje opinii, że i w niektórych mediach sprzyjających PiS nie ma miejsca nawet dla najdrobniejszej krytyki partii rządzącej. Z czego wynika to zamykanie się mediów we własnych bańkach?

Nie wiem aż tak wiele, jak jest w mediach prawicowych, czy pisowskich, jakby je nazywać, bo nie znam tych mediów od środka. Bardzo możliwe, że faktycznie tak jest. Natomiast nie zgadzam się z tezą, że mamy do czynienia z zamykaniem się tych mediów na siebie. Przeciwnie. Media pisowskie i antypisowskie bardzo mocno się na siebie orientują. I wzajemnie się nakręcają. Jak porozmawia się z ludźmi, z któregokolwiek obozu twarzą w twarz, to słyszymy argument, że „może byśmy ustąpili, ale tamci nie mają zamiaru ustąpić”. I po drugiej stronie jest takie samo nastawienie. I obie strony reagują na każdą inność z agresją. Na zasadzie, że „jak się z tobą nie zgadzam, to znaczy, że z tobą jest coś nie tak”. To jest pewna retoryka wojenna.

Jakie są tego stanu przyczyny?

Przyczyn jest wiele. Gdybym miał wskazać najważniejszą, to wahałbym się pomiędzy tezą o tym, że w interesie właścicieli tych mediów jest nakręcanie tego sporu, a drugą tezą, że platformom społecznościowym też na tej wojnie zależy. I najbardziej smutne jest to, że koszty tej wojny ponosimy po stronie polskiej, a zarabiają na tym dysponenci mediów społecznościowych za granicą.

Wyniki kolejnych wyborów pokazują, że spora jest grupa ludzi niechętna tej wojnie. Oczywiście te trzecie siły potem zazwyczaj ponoszą porażkę, są to efemerydy, ale faktycznie osób niechętnych tej polaryzacji jest wiele. Czy jest w takim razie szansa na przełamanie tego klinczu w rzeczywistości medialnej?

Wydaje mi się, że przez lata w Polsce marzyliśmy o tej polaryzacji. Patrząc na kraje zachodnie, gdzie systemy dwupartyjne święciły triumfy. I to było postrzegane jako wyraz dojrzałości politycznej, przeciwstawiane polskiej mnogości, różnorodności nurtów. Od kilkunastu lat mamy ten duopol, z jednej strony PiS, z drugiej antypis. Ta sytuacja sprawia, że państwo może być paradoksalnie zdrowo zarządzane, bo nie ma długich negocjacji i sporów koalicyjnych. Natomiast wspólnota na tym cierpi. I rozszczelnienie tego jest bardzo trudne. Medialnie w najbliższych latach nie widzę zbytnio szansy na to, by system ten szybko się zmienił.

Czytaj też:
Pawłowska tłumaczy, dlaczego przeszła do Gowina. "Wiem, że to decyzja odważna"

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także