Prokuratura Krajowa w oświadczeniu opublikowanym na swojej stronie stwierdziła, że artykuł "Gazety Wyborczej" pt. „Zanieczyszczone dowody katastrofy smoleńskiej” wprowadza czytelników w błąd. Śledczy piszą wprost, że materiał "zawiera nieprawdziwe, zmanipulowane informacje". W materiale "GW" zarzucono prokuraturze zanieczyszczenie próbek materiałów dowodowych.
Zanieczyszczone próbki?
Autor artykułu stwierdza, powołując się na opinię eksperta, że próbki rozesłane przez prokuraturę do zagranicznych laboratoriów w celu ich zbadania "utraciły wartości dowodowe". Chodzi o części wraku prezydenckiego samolotu, fotele zapasowe oraz próbki ziemi i odzieży.
Wskazane materiały zostały na dwa lata umieszczone w magazynie dowodów rzeczowych Zakładu Chemii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji w Warszawie. Były one badane w śledztwie toczącym się tuż po katastrofie smoleńskiej. Potem w latach 2012 - 2014 miały znajdować się we wzmiankowanym magazynie, który był przeznaczony specjalnie dla nich.
Według eksperta, na którego powołuje się "GW", sposób składowania materiałów był nieodpowiedni i mógł spowodować ich zanieczyszczenie. To właśnie na tych próbkach włoscy eksperci na początku kwietnia znaleźli ślady trotylu. Zdaniem specjalisty wynik ich badań to efekt owego zanieczyszczenia.
Prokuratura wyjaśnia
Śledczy w specjalnym oświadczeniu odpowiadają na zarzuty "Wyborczej". Informacja o utarcie wartości dowodowych próbek z powodu ich niewłaściwego przechowywania jest nieprawdziwa – stwierdziła PK.
"Biegli zagraniczni przed przebadaniem śladów dotyczących katastrofy smoleńskiej, kwalifikowali je do dalszych badań. Kwestie zabezpieczania dowodów na miejscu zdarzenia w Smoleńsku, ich właściwego przechowywania i metodyki badania przez CLKP, są szczegółowo oceniane przez zagranicznych biegłych. Eksperci ci badają ślady i interpretują wyniki uzyskanych badań" – czytamy w komunikacie.
Prokuratura podkreśla, że podczas zabezpieczania śladów i przedmiotów związanych z katastrofą pobrano po kilka próbek tego samego materiału. Do zagranicznych laboratoriów wysłano zaś próbki, które wcześniej nie były badane w kraju. Co więcej, część przekazanych zagranicznym ekspertom materiałów została pobrana po 2016 roku i nigdy nie była przechowywana w magazynie CLKP.
Kolejna manipulacja
Prokuratura odniosła się także do wcześniejszego artykułu "GW", w którym stwierdzono, że do badań we włoskim Laboratorium Kryminalistycznym Korpusu Karabinierów (RaCIS) zostały wysłane zapasowe fotele tupolewa, które nie brały udziału w katastrofie smoleńskiej.
Prokuratura podkreśla, że w tej sprawie wydała 6 postanowień. Natomiast w swoim artykule autor wspomina tylko o jednym.
"Kluczowe znaczenie dla śledztwa mają wycinki z foteli rozbitego samolotu, które zostały przekazane do badań w maju 2019 roku. Prokuratura musi jednak brać pod uwagę możliwość zanieczyszczenia śladów pobranych z miejsca katastrofy. Do zanieczyszczenia takiego mogłoby dojść zarówno w toku produkcji elementów samolotu, jego eksploatacji, czy też złego przechowywania śladów pobranych po katastrofie" – wyjaśnia prokuratura.
Właśnie z tego powodu włoskim ekspertom przekazano także próbki z foteli zapasowych, aby zbadać czy "w produkcji pianek, obicia foteli i środków je konserwujących nie użyto materiałów, które służą do produkcji materiałów wybuchowych".
Na koniec prokuratura stwierdza, że "nie dysponuje żadną ostateczną opinią biegłych w tej sprawie. Wszystkie badania przekazanych śladów i próbek są w toku".
Czytaj też:
Tusk zabrał głos ws. katastrofy smoleńskiej. Mocna odpowiedź polityka PiSCzytaj też:
Szokujący wpis Kuczyńskiego. "Lech Kaczyński to główny sprawca tej tragedii"