Nieoficjalnie: Włoskie laboratorium potwierdza ślady trotylu na wraku tupolewa

Nieoficjalnie: Włoskie laboratorium potwierdza ślady trotylu na wraku tupolewa

Dodano: 
Wrak TU-154M
Wrak TU-154M Źródło: FOT. OLEG MINEEV/EAST NEWS
Włoscy eksperci potwierdzają, że na wraku prezydenckiego tupolewa znaleziono ślady trotylu – informuje tygodnik "Sieci".

Powraca sprawa katastrofy smoleńskiej. Niedawno prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział, że raport podkomisji smoleńskiej Antoniego Macierewicza jest prawie gotowy i czeka już tylko na podpis.

Teraz natomiast do sprawy tragedii z 2010 roku powraca tygodnik "Sieci". Marek Pyza i Marcin Wikło informują, że sprawie katastrofy przyglądają się eksperci z włoskiego laboratorium.

"Z naszych informacji wynika, że włoskie Laboratorium Kryminalistyczne Korpusu Karabinierów, do którego przesłano próbki do badań, wykryło na nich materiały wybuchowe. Ekspertom z Rzymu przekazano do analizy ślady zabezpieczone podczas sekcji zwłok i pochodzące z foteli polskiego tupolewa. Po badaniach w Rzymie wiadomo, że są na nich ślady trotylu oraz RDX (heksogenu)" – czytamy.

Dziennikarze tygodnika zapewniają, że ślady trotylu odnaleziono na fragmentach pochodzących z rozbitej maszyny, a nie z ziemi.

"Trotyl na wraku tupolewa"

30 października 2012 roku Cezary Gmyz opublikował w "Rzeczpospolitej" głośny artykuł "Trotyl na wraku tupolewa". "Koledzy wyrzuceni ze mną z Rzeczpospolitej powygrywali z wydawcą procesy sądowe. Sądy orzekły, że publikacja była rzetelna. Ja niestety nie miałem pieniędzy by się wówczas procesować. W tekście dziś nie zmieniłbym ani przecinka" – podkreśla dziennikarz "Do Rzeczy".

Gmyz ujawnił w artykule, że Polacy, którzy badali wrak prezydenckiego Tu-154M, odkryli na nim ślady materiałów wybuchowych. Badania przeprowadzali w Smoleńsku polscy prokuratorzy i biegli. "Urządzenia wykazały m.in., że aż na 30 fotelach lotniczych znajdują się ślady trotylu oraz nitrogliceryny. Substancje te znaleziono również na śródpłaciu samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem. Było ich tyle, że jedno z urządzeń wyczerpało skalę. Podobne wyniki dało badanie miejsca katastrofy, gdzie odkryto wielkogabarytowe szczątki rozbitego samolotu.Ślady materiałów wybuchowych nosiły również nowo znalezione elementy samolotu, ujawnione podczas tej właśnie wyprawy do Smoleńska" – napisał wówczas Gmyz.

Od tekstu opublikowanego w "Rzeczpospolitej" odcięli się wówczas właściciel gazety Grzegorz Hajdarowicz i rada nadzorcza wydawcy, zamieszczając w "Rz" oświadczenie uderzające w autora publikacji. W efekcie Cezary Gmyz, ówczesny redaktor naczelny „Rz” Tomasz Wróblewski, Bartosz Marczuk (z-ca red. naczelnego) oraz ówczesny szef działu krajowego Mariusz Staniszewski zostali wyrzuceni z pracy. Po trzech latach sąd orzekł, że zwolnienie redaktorów było niezgodne z prawem, a sam artykuł nie naruszył zasad rzetelności.

Katastrofa smoleńska

10 kwietnia 2010 roku na lotnisku w Smoleńsku rozbił się rządowy tupolew. Zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński wraz z małżonką Marią, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, a także wielu urzędników państwowych, wojskowych i duchownych. Delegacja leciała do Rosji na obchody rocznicowe zbrodni katyńskiej.

Według tzw. raportu Millera Tu-154M zahaczył lewym skrzydłem o brzozę, obrócił się i uderzył w ziemię. Z kolei według ustaleń podkomisji smoleńskiej na skrzydle doszło do eksplozji.

Czytaj też:
Gargas nie wytrzymała. Żąda od Tuska jasnej deklaracji i grozi procesem
Czytaj też:
Kaczyński: Raport Macierewicza czeka tylko na podpis

Źródło: Sieci
Czytaj także