Agnieszka Niewińska: Podobno w Polsce buduje się faszyzm…
DR HAB. PIOTR WAWRZYK: Jeżeli uznamy, że sytuacja, w której rządzący realizują swój program mieszczący się w ramach przepisów prawa i procedur, jest czymś zdrożnym, to rzeczywiście można powiedzieć, że tak jest. Jednak mówiąc poważnie – ja się z taką diagnozą nie zgadzam.
Sprawa Trybunału Konstytucyjnego czy próby ograniczenia dostępu dziennikarzy do relacjonowania obrad Sejmu pana nie przekonują?
W Polsce nie dzieje się nic takiego, co by uprawniało do powoływania się na znane z historii totalitaryzmy. Ja nie rozumiem sformułowań: „mamy autorytaryzm” czy „mamy dyktaturę”. Zwłaszcza kiedy mówią to posłowie opozycji zasiadający w Sejmie, a robią to w mediach, które w żaden sposób nie są przecież z tego tytułu szykanowane. Na czym zatem miałby polegać ten faszyzm? Wszystkie instytucje państwowe działają na tych samych zasadach, na jakich działają one np. w Niemczech, we Francji czy w Wielkiej Brytanii.
Polak może jednak otworzyć Wikipedię na haśle „faszyzm”, gdzie przeczyta o kulcie państwa, silnym przywództwie. I coś zaczyna mu się kojarzyć...
Gdyby tak traktować sprawę, to z faszyzmem mielibyśmy do czynienia przez osiem lat rządów PO. Nie było wtedy silniejszego polityka niż Donald Tusk. Jednoosobowo mógł podejmować wszystkie decyzje, pod jego dyktando działały wszystkie instytucje państwowe niezależnie od tego, jaki był ich charakter. W PO nie było przecież żadnego polityka ani żadnej frakcji, którzy w jakikolwiek znaczący sposób sprzeciwialiby się polityce Donalda Tuska. To były rządy jednej partii, krótko trzymanej, w której nie było mowy o żadnych głosach poddających wodza krytyce. Mieliśmy tylko jeden taki głos – Jarosława Gowina – który w związku z tym musiał z partii odejść.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.