Wolność tak – ale jaka?
  • Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Wolność tak – ale jaka?

Dodano: 
Jarosław Kaczyński  podczas gali, na której otrzymał nagrodę "Człowiek Wolności 2016" Tygodnika W Sieci
Jarosław Kaczyński podczas gali, na której otrzymał nagrodę "Człowiek Wolności 2016" Tygodnika W Sieci Źródło: Facebook / @pisorgpl
Wolność jest dla Polaków jednym z kluczowych pojęć, współtworzy samą istotę polskości. Tak słusznie twierdzi i wspaniale opisuje to w swoich książkach jeden z najciekawszych, nawet jeśli zarazem najbardziej irytujących współczesnych pisarzy, Jarosław Marek Rymkiewicz.

Z Rymkiewiczem jest zresztą trochę tak jak z samą wolnością i jej rozumieniem przez zwolenników partii rządzącej. Celowo nie piszę: zwolenników prawicy, ponieważ to pojęcie faktycznie niczego już dziś nie opisuje, a PiS w całokształcie swoich poglądów w dawnym kanonie prawicowości nijak się nie mieści. Jest partią patriotycznej socjaldemokracji.

W ubiegłym roku na Kongresie Polska Wielki Projekt wręczono Rymkiewiczowi nagrodę im. Lecha Kaczyńskiego. Rozentuzjazmowana publiczność w zdecydowanej większości za-pewne nie zdawała sobie sprawy z tego, do jakiego stopnia diagnoza i recepty, zawarte w książkach Rymkiewicza, są nihilistyczne, antychrześcijańskie, wręcz nietzscheańskie, co zresztą sam autor ogłasza tu i tam niemal otwartym tekstem, nawołując do niszczenia, a nie budowania. Uwielbienie dla Rymkiewicza jest wśród zwolenników patriotycznej socjaldemokracji równie powierzchowne co rozumienie wolności.

Bardzo ciekawy wgląd w tę ostatnią kwestię dostaliśmy przy okazji wręczenia Jarosławowi Kaczyńskiemu nagrody Człowieka Wolności tygodnika „W Sieci”. Uroczystość przytłoczyły swoim ciężarem, przenikliwością i sprawnością dwa wystąpienia: laudacja Piotra Zaremby i wystąpienie samego Kaczyńskiego. Warto zatem zatrzymać się przy tym, jak obaj zdefiniowali wolność i czego w tej definicji zabrakło.

Zaremba mówił o wolności jako o poszerzeniu pola wyboru politycznego, lecz również poszerzeniu świadomości i wiedzy, bez których dobry wybór nie jest możliwy. Tu pomógł Kaczyński, również osobiście samemu Zarembie, ale także nam wszystkim, zapewniając trwanie politycznej alternatywy i budując swego rodzaju bezpieczne schronienie dla odmiennego niż zatwierdzone przez mędrców z Czerskiej spojrzenia na polskie przemiany, ich genezę i możliwy przebieg. To ciekawe spojrzenie na pojęcie wolności – ciekawe, świeże i celne.

Nie zwrócił jednak uwagi Zaremba na to, co w moim przekonaniu jest autentyczną wolnościową zasługą PiS już jako partii rządzącej, a o czym całkiem słusznie mówił prezes Prawa i Sprawiedliwości: na zażegnanie groźby poddania się terrorowi politycznej poprawności. Pod tym względem dojście PiS do władzy to faktycznie impuls na rzecz wolności. Swoboda wygłaszania opinii i sądów w Polsce pod rządami partii Kaczyńskiego jest o niebo większa niż na Zachodzie Europy, gdzie media i zwykłych obywateli krępuje nie tylko obsesja politpoprawności, ale też całkiem realne kary za „mowę nienawiści”. Za rządów PO byliśmy blisko wprowadzenia podobnych rozwiązań i gdyby partia Tuska i Kopacz rządziła kolejną kadencję, być może musielibyśmy teraz zmagać się z kagańcem cenzury.

Przeciwnicy rządu mają pełną swobodę demonstrowania, zwolennicy władzy – takoż. I mało prawdopodobne, aby coś miało się tutaj zmienić.

Co jednak ciekawe, na ten właśnie, niezwykle istotny aspekt pojęcia wolności zwraca się uwagę względnie rzadko. Najczęściej zwolennicy PiS, gdy mowa o wolności, myślą natychmiast o Wolności – przez duże „W”. O tej, o której w drugiej części swojego wystąpienia opowiadał Kaczyński, a którą można właściwie zrównać z suwerennością. Można odnieść wrażenie, że na takie rozumienie wolności – właśnie jako suwerenności z mocnym akcentem narodowym – jest maksymalnie nastawiona wrażliwość zwolenników władzy. W dużej mierze wynika to z patriotycznego decorum, które opanowało wiele dziedzin życia publicznego. Nie ma w tym oczywiście nic złego, o ile w którymś momencie nie przekroczy się granicy przesytu i sztuczności lub nawet groteski, w którą w II RP przemienił się kult Marszałka. Powinniśmy mieć zawsze w pamięci tragikomiczne oficjałki z końcowych lat Sanacji, przepojone już nie zdrowym patriotyzmem, ale buńczuczną fanfaronadą, której przykry finał rozgrywał się 17 września 1939 r. na przejściu granicznym w Kutach.

Zabrakło natomiast w obu wystąpieniach wzmianki o tym aspekcie wolności, który kiedyś, w czasach opisywanych także przez Rymkiewicza choćby w „Samuelu Zborowskim”, był równie kluczowy co pozostałe. Jej brak jednak nie dziwi, bo ten akurat element wolności nie jest dla Kaczyńskiego i nigdy nie był szczególnie ważny. To wolność wyboru, codzienna wolność decyzji w najbardziej banalnych sprawach, wolność od presji państwa, od zbędnych nakazów i zakazów. To złota wolność, która dla naszych przodków była czymś całkowicie naturalnym – przynajmniej dla tych, którzy cieszyli się pełnią obywatelskich praw. Tu Kaczyński i jego ugrupowanie stoją wręcz po przeciwnej stronie.

Nie należy tego mylić ze zniewoleniem, o którym bredzi histeryczna opozycja. To całkiem inna sprawa. Problem z tym aspektem wolności jest jednakże taki, że o ile łatwo dostrzec ograniczenia wolności jako suwerenności, wolności słowa, wolności zgromadzeń czy podobne, spektakularne i natychmiast widoczne, o tyle ograniczanie wolności poprzez drobne ubezwłasnowolnienia obywateli na rzecz państwa są niemal niezauważalne – szczególnie że nie są polską specyfiką.

Dla Kaczyńskiego to jednak problemem nie jest. Gdy w jego wystąpieniach pojawia się sformułowanie „silne państwo”, należy je rozumieć również jako „państwo omnipotentne”, państwo paternalistyczne, wiedzące lepiej od obywateli, jak mają postępować w codziennych sprawach – nie tych nagłaśnianych, z ideologicznym tłem, ale drobnych, ledwo zauważalnych. Takie ograniczanie wolności dostało dodatkowy impuls w postaci zagrożeń dla bezpieczeństwa. W jego imię można wprowadzić najbardziej absurdalne i nieżyciowe przepisy, będące dla obywateli problemem (jak choćby rejestracja kart przedpłaconych), ale przecież to wszystko dla naszego dobra i bezpieczeństwa.

Pytanie o ten element wolności to oczywiście także fundamentalne pytanie o kształt państwa. Czy będzie to państwo silne, ale ograniczone i ufające mądrości własnych obywateli, dające im swobodę wyboru i wymagające od nich ponoszenia konsekwencji tych wyborów, czy też silne, ale i wszechobecne, a obywateli traktujące jak małe dzieci. Odpowiedź Jarosława Kaczyńskiego na to pytanie nie budzi wątpliwości. Niestety.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także