Reporterzy RMF FM, którzy pojechali w rejony popowodziowe piszą o szeregu problemów. Dziennikarze sprawdzali, jakie są obecnie największe zmartwienia poszkodowanych tragicznym kataklizmem mieszkańców Kłodzka, Stronia Śląskiego, Lądka-Zdroju i Głuchołaz.
Z ich ustaleń wynika, że choć usuwanie skutków powodzi trwa bez ustanku i wojsko wykonuje morderczą pracę, skala zniszczeń jest bardzo duża i wiele zostało do zrobienia. Dramaty ludzi wynikłe z powodzi, są widoczne na wielu płaszczyznach. Brakuje m.in. wystarczającej ilości ekip remontowych, a nie wszyscy powodzianie dostali obiecane środki na remonty. Ludzie złożyli wnioski, ale nie mają żadnej informacji, kiedy otrzymają pomoc.
Brak zasiłków, za mało ekip remontowych
Mieszkańcy okolic Stronia Śląskiego dostali już zasiłek w wysokości 2 i 8 tysięcy złotych na natychmiastową pomoc związaną z dramatem utraty środków do życia. Żaden z rozmówców RMF nie dostał jednak 100 tys. zł na naprawę domu i 200 tys. na jego odbudowę, czytamy w obszernej publikacji autorstwa Martyny Czerwińskiej.
Ponadto, kolejka do ekip remontowych jest tak długa, że terminy sięgają roku, nawet dwóch. Każdy wydatek musi być dokładnie udokumentowany, aby później rozliczyć rządowe wsparcie, zatem nie można korzystać z ekip, które pracują „na czarno”, żeby sobie dorobić.
– Teraz nie mamy już środków, żeby dać jakieś tynki. Trzeba kupić zaprawę. Beton, żeby wylać tutaj, to ok. tysiąc złotych. My się liczymy ze złotówką, a co dopiero z tysiącem. Niech to przyspieszą. Tu jest prowincja, tu się zarabia 3,5-4 tys. Jeżeli tego nie przyspieszą, to ludzie będą cierpieć i to bardzo poważnie. Szliśmy na wybory, głosowaliśmy za nimi. A teraz widzę, że wszystko zawiesiło się w próżni. Polityka na tym polega, żeby poklepać po plecach i to wszystko, na tym się skończy – powiedzieli dziennikarzowi RMF państwo Jolanta i Czesław z Bodzanowa.
Pełnomocnik rządu. "Wszyscy o nim słyszeli, nikt go nie widział"
Przedsiębiorcy z rejonu Stronia Śląskiego jednoczą siły, aby wspólnie starać się o obiecane wsparcie finansowe. Minęły już dwa miesiące, jednak potwierdzają, że wielu z nich nadal nie otrzymało pomocy.
Miejscowi mówią, że doskwiera im brak komunikacji i brakuje rozwiązań wypracowywanych wspólnie. Wprawdzie wiedzą o pełnomocniku rządu ds. odbudowy powodziowej, ale "wszyscy o nim słyszeli, nikt go nie widział", mimo że ponoć jest raz w tygodniu, mówi Dominik Gibovitsch, właściciel restauracji Raj Pstrąga, który oszacował swoje straty na 2-3 miliony złotych.
Kolejki i brak środków na rzeczoznawców
Kolejnym problemem jest składanie wniosków o wsparcie finansowe, które muszą być oparte na kosztorysach i raportach strat. Do ich sporządzenia potrzebni są rzeczoznawcy, ale albo są oni niedostępni z powodu długich kolejek, albo żądają wygórowanych cen, co uniemożliwia przedsiębiorcom ubieganie się o pomoc – tłumaczy Gibovitsch.
Przedsiębiorcy apelują również o dłuższą ochronę niż zapowiedziane dwa miesiące. Chodzi im o co najmniej sześć miesięcy wsparcia, obejmującego składki, leasingi, raty oraz rachunki za media. Prosili także o przywrócenie bonu turystycznego.
– Słyszymy o 70 milionach, o 300 milionach i super naprawdę, dziękujemy, tylko, że nikt tych pieniędzy tu nie widział. Nie dostajemy żadnych informacji zwrotnych. Nie wiemy, do kogo to trafia. To trochę jak z Yeti – wszyscy słyszeli, nikt nie widział – powiedział RMF Adam Hadrysiak, prowadzący agroturystykę Złoty Sen.
Czytaj też:
Wypłacono zasiłki dla powodzian. MSWiA podało kwotęCzytaj też:
Gotówka dla nielegalnych imigrantów. Propozycja z MSWiACzytaj też:
Igrzyska Olimpijskie w Polsce? Tusk ogłosił decyzję