Przedsiębiorcy w sieci skarbówki
  • Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Przedsiębiorcy w sieci skarbówki

Dodano: 
Ilustracja do tekstu
Ilustracja do tekstu Źródło: fot. Fotolia; montaż: 12 kredek
Od 1 marca zaczęła działać wyposażona w nadzwyczajne uprawnienia Krajowa Administracja Skarbowa. Czy nowa struktura ułatwi życie uczciwym firmom?

Telewizja Polska przypomniała niedawno film „Układ zamknięty” Ryszarda Bugajskiego. Film rodził się bólach, Polski Instytut Sztuki Filmowej odmówił reżyserowi wsparcia, a realizatorzy otrzymywali groźby. Film, trudny do oglądania bez ogromnych emocji, pokazuje mechanizm niszczenia w majestacie prawa dobrze prosperującej, działającej legalnie i prężnie firmy przez klikę złożoną m.in. z naczelnika miejscowego urzędu skarbowego i prokuratora okręgowego. Niezależnie od tego, czy scenariusz rzetelnie odtworzył historię prawdziwych przedsiębiorców – Lecha Jeziornego, Pawła Reya i Grzegorza Nici – pokazał autentyczne mechanizmy, pozwalające zniweczyć plon pracy każdego biznesmena, który nie da łapówki, nie pójdzie na układ albo po prostu jest potrzebny po to, żeby skarbówka mogła się wykazać sukcesami. To miało się skończyć wraz z dojściem do władzy Prawa i Sprawiedliwości, które podczas kampanii wyborczej odmieniało zwrot „małe i średnie przedsiębiorstwa” po wielekroć przez wszystkie przypadki.

Polska skarbówka miała przez lata fatalną opinię. Potwierdziła ją za czasów Platformy. To wtedy, na początku 2015 r., na spotkaniu kierownictwa resortu z naczelnikami izb skarbowych powstała notatka – jej autorstwa wypierał się wiceminister Jacek Kapica, nadzorujący skarbówkę – w której stwierdzano, że kontrole mają przynosić dochody budżetowe. Czytaj: inspektorzy skarbowi mają za wszelką cenę starać się nakładać na kontrolowanych kary.

Wcześniej, bo już w 2013 r., fiskus jednych rozbawił, a innych przeraził twórczymi interpretacjami tego, co jest przychodem. Okazało się, że może nim być nie tylko korzystanie ze służbowego auta, lecz także ze służbowego telefonu, a nawet cateringu zafundowanego przez firmę z okazji świąt. Gorzej, że fiskalne wariacje uderzały w uczciwie prowadzone interesy. Tak jak wówczas, gdy małej firmie produkującej lizaki lodowe w Starych Bogaczowicach fiskus naliczył nagle kilkaset tysięcy rzekomo zaległego za kilkanaście lat podatku VAT, stwierdzając, że sprzedawane przez nią lody to napój, obciążony najwyższą stawką 23 proc. We wrześniu 2015 r. przedsiębiorca wygrał w tej sprawie proces przed wojewódzkim sądem administracyjnym. Jednak cóż z tego, skoro jego firma wcześniej zbankrutowała? Był to bardzo częsty scenariusz, zaś kosztów takich działań skarbówki, ponoszonych ostatecznie przez państwo, nikt nie bilansował. Nikt nie liczył, ile nas kosztują odszkodowania dla niesłusznie gnębionych biznesmenów i zasiłki dla zwalnianych pracowników. Urzędnicy skarbówki nigdy nie ponosili kary za swoje skandaliczne działania.

Artykuł został opublikowany w 11/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także