We wtorek w mediach społecznościowych pojawił się kolejne doniesienia, które pokazują brak współpracy aktywistów ze służbami pracującymi na granicy.
Grupa Granica oraz Fundacja Ocalenie opublikowały na Facebooku posty w których opisały sytuację 16-latka z Jemenu, który miał rzekomo od dwóch dni leżeć nieprzytomny po białoruskiej stronie granicy. Młody mężczyzna miał zostać pobity, a polskie służby miały odmówić mu pomocy.
Straż Graniczna ponownie dementuje doniesienia aktywistów
Do oskarżeń pod swoim adresem Straż Graniczna odniosła się na we wpisach na Twitterze. Jak podali funkcjonariusze, z informacji służb nie wynikało, aby Jemeńczyk potrzebował natychmiastowej interwencji medycznej. Po przybyciu na miejsce białoruskich służb, samodzielnie wstał i wraz z grupą i funkcjonariuszami białoruskimi, o własnych siłach, oddalił się – informuje SG.
Informacje podawane przez Straż Graniczną nie uspokoiły jednak aktywistów, którzy publikują kolejne apele ws. rzekomo nieprzytomnego 16-latka.
"16-latek z Jemenu nie doczekał się pomocy. Jego braciom udało się zorganizować transport chłopca do Mińska, tam poszukiwane są możliwości zapewnienia mu pomocy medycznej. W pasie przygranicznym przebywa obecnie wiele innych dzieci. Wszystkie potrzebują natychmiastowej pomocy!" – apelowali w czwartek aktywiści.
W piątek rano Straż Graniczna opublikowała nagranie, na którym widać jak chłopak stoi o własnych siłach i rozmawia z innymi imigrantami.
"Jemeńczyk, o którym piszą aktywiści, że leży nieprzytomny po stronie białoruskiej, a który już raz po interwencji SG oddalił się ze służbami białoruskimi, pojawił się wraz innymi cudzoziemcami przy granicy. Przyszedł o własnych siłach, a po kilku godzinach zupełnie przytomny oddalił się w głąb Białorusi" – czytamy.
Czytaj też:
Straż Graniczna do aktywistów: Nie tak się pomaga!