Covidowy lejek

Dodano: 
Niemiecki szpital, zdjęcie ilustracyjne
Niemiecki szpital, zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP/EPA / Hendrik Schmidt / POOL
Jerzy Karwelis || Pandemia pokazała, że demokratyczna formuła władzy nie zdała egzaminu. Pogrążyła nas w chaosie.

Lejek decyzyjny to ciekawa figura. Chodzi o to, że gdy się przegapi moment kluczowy, to w działaniu można wejść w takie coś bez możliwości cofnięcia się. Jest za późno. Co gorsza, lejek w miarę upływu czasu, szczególnie gdy się nie wie, że się w niego weszło, zawęża pole decyzyjne. A najgorsze jest to, że podmiot w lejku nie wie, co jest na wyjściu, czyli do której butelki przeznaczenia spadnie. A wiadomo, że spadnie, bo po to są lejki.

Dziś ten model warto odnieść do czasów covidowych „dni pierwszych”, kiedy praktycznie cała ludzkość weszła w spiralę podobnych działań, które doprowadziły w średnim horyzoncie do potwornych kosztów społeczno-gospodarczych.

Aby to przeanalizować, trzeba się mocno zanurzyć w nieliczne źródła, które wskazują, co się działo w tych „dniach pierwszych”. Jakie podejmowano decyzje? Kto je podejmował i na jakiej podstawie? Jakie były losy pierwszych kostek domina, które pociągnęły za sobą następne, i jak to się różniło pomiędzy krajami? Gdzie były i jakie miały źródła podobieństwa i różnice strategii przyjętych przez poszczególne rządy? Wreszcie – przy tak dużych podobieństwach w działaniach – czy nie było jakiegoś centralnego ośrodka tym sterującego, wydającego podobne rekomendacje?

I jedno zastrzeżenie, zanim zacznę. Oczywiście jest wiele wersji scenariuszy „dni pierwszych”. Jedne z nich mówią, że wszyscy dali z siebie, co mogli, inne – że to globaliści wywołali i sterowali całym procesem, czego poszlaki rozrzucili w swych wcześniejszych zapowiedziach programowych. Ja zakładam tu wersję pośrednią, bo tylko na taką mam na razie dowody.

Co kluczowe dla świata i poszczególnych krajów decyzje były podejmowane w pośpiechu, przez nieformalne i niekompetentne grona, na podstawie głównie emocji, przeczuć i faktów medialnych. To wspólny element historii krajowych, które omówię w dalszej części. To kwintesencja covidowych początków – globalne w skutkach decyzje były podejmowane przez kilkuosobowe grona, w dodatku samomianowane. Demokracja w takich wypadkach nie ma procedur, droga na skróty zaś nie jest w żaden sposób mitygowana ustrojowo.

USA, czyli paru kumpli plus Big Pharma

Historia wprowadzenia obostrzeń w Ameryce to jakiś koszmarny sen wariata. Kiedy niewątpliwie stymulowane wieści o tym, jak z wirusem walczą Chiny, zaczęły coraz bardziej emocjonować medialnie amerykańską publiczność, trzeba było coś zrobić.

Okazuje się, że zadziałało to tak: zięć Trumpa, Jared Kushner, zadzwonił do swoich kolegów ze wspólnej uczelni Wharton School, Nata Turnera i Adama Boehlera. Dlaczego do nich? No bo ich znał i ufał, że są na tyle rozgarnięci, że mu pomogą. Nat Turner zaczynał jako sprzedawca węży ogrodowych, założył agencję reklamową, którą sprzedał firmie Google za miliony, potem odstąpił za 1,9 mld dol. firmie Roche swoje oprogramowanie do dokumentacji elektronicznej związanej z onkologią. To tyle, jeśli chodzi o kompetencje medyczno-epidemiologiczne tego pierwszego. Drugi, Boehler, szefował Amerykańskiej Międzynarodowej Korporacji Finansowania Rozwoju, wcześniej – co było jego jedyną „kompetencją” – dowodził usługami dostawczymi Landmark Health – firmy, która uzupełnia podstawową opiekę lekarską.

Ta trójka „ekspertów” zamknęła się 12 marca 2020 r. w biurze zięcia Trumpa i zaczęła rozwiązywać problemy. W swojej książce „Breaking History: A White House Memoir” Kusher opisuje te pierwsze dni: „Gdy uporaliśmy się z niedoborem wacików i innych materiałów, stanęliśmy przed kolejnym problemem: potrzebą opracowania wytycznych dotyczących zdrowia publicznego”.

Następnie natrafiono na problem potrzeby jednolitych rekomendacji dla służby zdrowia. Tu już nasi eksperci uznali się nie za tak kompetentnych jak w sprawach organizacyjnych i rozpoczęło się dzwonienie po znajomych, nie po instytucjach odpowiedzialnych za zarządzanie zdrowiem publicznym. Całość procederu odbywała się w zachodnim skrzydle Białego Domu. Po zebraniu w ten sposób różnych rad oraz uwag i dołożeniu do tego dwóch decydentów z dziedziny zdrowia publicznego rozesłano pisma do instytucji opieki medycznej jako rekomendacje. Departament Zdrowia iOpieki Społecznej rozpowszechnił rekomendacje już 13 marca jako tajne. Konferencja Trumpa tego dnia, wprowadzająca lockdown, była już zatem musztardą po obiedzie. Naiwny prezydent ogłosił wtedy „15 dni na spowolnienie transmisji”.

Piętnaście dni. Klasyczny lejek. Wszystko zostało postanowione wcześniej, w nieformalnym gronie, rekomendacje zaś przedłożone prezydentowi do podpisu, jako naukowe stanowisko, uzgodnione ze wszystkimi świętymi odpowiedzialnymi za zdrowie publiczne. W tych gronach, przed tą decyzją, nie było fachowców od epidemii, zakaźników, żadnej mowy o jakiejś specjalnej biologii nowego wirusa, która wymagałyby tak drastycznych środków.

No, był jeden „fachowiec”. Ważna jest tu postać jednego z dwojga decydentów medycznych, którzy dołączyli do naszej początkowej trójki. To dr Fauci, szef NIAID, Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych, doradca ds. zdrowia prezydentów USA. Jest on uważany za spiritus movens całej światowej pandemii, konsultanta dla WHO, która sama z siebie była już źródłem rekomendacji na skalę światową. Był on i jest szczerym propagatorem wszelkich obostrzeń, głównym promotorem szczepień na skalę masową, ostatnio z bezczelną szczerością oświadczającym, że nie badano najnowszych szczepionek na okoliczność ich działania, bo nie ma czasu. Co dodaje szczególnego smaczku, jest on zamieszany w prowadzenie zakazanych przez administrację badań nad uzłośliwianiem istniejących wirusów, które były prowadzone m.in. w niesławnym Wuhan. Jest podejrzewany o spreparowanie koronawirusa w podległych mu laboratoriach, czyli o przekroczenie zakazu w tej sprawie wydanego jeszcze przez prezydenta Obamę, na okoliczność czego był przesłuchiwany w Kongresie. Jedyną wątpliwością jest obecnie to, czy wirus się wydostał z wuhańskiego laboratorium przez przypadek czy zwyrachowania.

Całość dostępna jest w 41/2022 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także