Tymczasem w piątek szef MSZ Ukrainy Dmytro Kułeba poinformował, że 'Ukraińscy eksperci już pracują na miejscu tragedii w Przewodowie, którą spowodował rosyjski terror rakietowy przeciwko Ukrainie. "Jestem wdzięczny stronie polskiej za danie im dostępu. Będziemy kontynuować naszą współpracę w sposób otwarty i konstruktywny, tak jak robią to najbliżsi przyjaciele" – napisał w mediach społecznościowych.
Jednocześnie Kijów od samego początku deklaruje, że chce brać udział w śledztwie.
Ukraińcy nie wykonują czynności procesowych
Jednak jak czytamy, ukraińscy śledczy, którzy przyjechali do Przewodowa pod koniec oględzin wykonywanych przez polskich śledczych i mogli obejrzeć to miejsce – szczątki rakiety i lej, jednak żadnych czynności procesowych nie wykonywali, bo według prawa jest to niemożliwe.
Decyzję o śledztwie i jego kierunkach podejmuje wyłącznie polska prokuratura. – Zginęli polscy obywatele. Śledztwo prowadzi polska prokuratura i polskie służby z nią współpracujące. Trwają rozmowy na temat wypracowania zasad współpracy, w tym kwestii dotyczących chociażby przekazywania materiałów czy wymiany dowodów – wskazuje źródło "Rz".
"Nagrania nie pokazują ze 100-proc. pewnością". Morawiecki o Przewodowie
– Trwa śledztwo ws. wybuchu w Przewodowie. Nagrania z kamer Straży Granicznej nie pokazują skąd wystrzelono pocisk – mówił Mateusz Morawiecki. – Musimy nadal zbierać dowody, śledztwo jeszcze trochę potrwa – dodał.
Morawiecki podkreślił także, że strona polska chce zachować transparentność w dochodzeniu. – W szczególności chcemy, aby nasi ukraińscy przyjaciele i partnerzy zostali przekonani, że wynik śledztwa będzie pewny. Dlatego zaprosiliśmy ich do śledztwa – mówił polityk.
Czytaj też:
Niemcy zaproponowały przekazanie Polsce systemów Patriot