Główna oś politycznego sporu jest w Polsce i już pozostanie bynajmniej nie tam, gdzie ją umieszczają telewizyjne programy informacyjne oraz publicystyczne, a także większość liderów opinii. Nie jest nią wcale spór między PiS a coraz mniej się od siebie różniącymi PO i Nowoczesną. Ten spór, owszem, wciąż generuje ogromne emocje, mobilizuje żelazne elektoraty i dostarcza żeru całodobowym serwisom informacyjnym oraz niekończącym się dyskusjom medialnych „autorytetów”. Nic jednak z tego hałasu i emocji nie wynika oraz nie może wyniknąć, ponieważ kwestia, czy ma być „tak jak było”, czy jakoś inaczej, została już przez wyborców rozstrzygnięta i nie ma możliwości, by cofnęli oni swą decyzję. Przyjęcie przez wspomniane partie formuły „opozycji totalnej”, narracji idealizowania stanu rzeczy sprzed 2015 r. i programu jego przywrócenia umieściło je na politycznej krze, która może tylko topnieć – tak samo jak afera Rywina zrobiła to z postkomunistyczną lewicą.
Realny spór to spór nie o to, czy „25-lecie wolności”, jak ujmuje to opozycja, było utraconym rajem, czy też Polska powinna zostać zmieniona, ale o to, w jaki sposób ma zostać zmieniona. A ten spór toczy się już nie pomiędzy obozami III i IV Rzeczypospolitej, ale w obrębie tego drugiego: pomiędzy prezydentem Andrzejem Dudą a Prawem i Sprawiedliwością.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.