O sprawie informuje "Dziennik Gazeta Prawna". Przypomnijmy, że Krab to 155-milimetrowa samobieżna haubica, która świetnie sprawdza się na polu walki. "To broń siejąca spustoszenie wśród sił rosyjskiego agresora. Bywa jednak, że najeźdźca odgryzie się i wtedy uszkodzony Krab musi dostać nowe życie. Wtedy z linii frontu wraca do Polski, do tajnego kompleksu warsztatów Polskiej Grupy Zbrojeniowej" – czytamy.
Nie tylko Kraby
W ośrodku byli dziennikarze "Wall Street Journal", którzy zobowiązali się do zachowania tajemnicy. Kompleks ma wielkość boiska piłkarskiego. Polscy mechanicy naprawiają tam nie tylko Kraby, ale też inny ukraiński sprzęt pancerny i artyleryjski.
"Dwa z Krabów, które wyglądają jak czołgi, ale są samobieżnymi haubicami 155 mm, nie mają części gąsienic i są podziurawione kulami. Kolejny Krab stoi lśniąco czysty, gotowy do transportu z powrotem na Ukrainę trasą, która była świadkiem największego transferu broni w Europie od czasów II wojny światowej" – opisują dziennikarze. Naprawa uszkodzonego Kraba, w zależności od stopnia zniszczenia, ma trwać do dwóch miesięcy.
ABW ochrania warsztat
Zdecydowanie nie jest to zwykły warsztat mechaniczny. Kompleksu pilnują uzbrojeni funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. "Ich zadaniem jest rozpoznanie ewentualnych działań sabotażowych. WSJ zauważa, że takie akcje uderzyły już w fabryki broni w innych krajach, w tym w Bułgarii. Do tego każdy zatrudnionych tam mechaników i osób odwiedzających teren musi być obywatelem Polski. Przed wejściem na halę obowiązuje kilkuetapowa weryfikacja. Z kolei proces selekcji nowych pracowników, niezależnie od rangi, może trwać kilka miesięcy" – czytamy.
Czytaj też:
Najważniejszy generał w USA podał warunek całkowitego zwycięstwa Ukrainy