Ukraińska gra z Berlinem
  • Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Ukraińska gra z Berlinem

Dodano: 
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski i kanclerz Niemiec Olaf Scholz
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski i kanclerz Niemiec Olaf Scholz Źródło:PAP/EPA / FRIEDEMANN VOGEL / POOL
Przy okazji wojny na Ukrainie Polska miała wyrosnąć na najważniejszego gracza w regionie. Okazało się jednak, że rozgrywającym dalej są Niemcy. Będą opłacać sprzymierzeńców, którzy pozwolą im przegłosować nas w każdej sprawie w UE. Ukraina jest dla nich partnerem w tej sprawie kluczowym.

Przed wyjazdem na sesję Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku prezydent Andrzej Duda powiedział dziennikarzom, że jednym z jego głównych celów będzie przypominanie, iż Ukraina powinna się szybko znaleźć w NATO. Mówił te słowa w momencie, gdy było już jasne, że: Komisja Europejska nie przedłuża embarga na import zboża z Ukrainy m.in. do Polski, na Słowację i Węgry; Polska zamierza takie embargo przedłużyć jednostronnie; Kijów skieruje w związku z tym przeciwko nam wniosek do Światowej Organizacji Handlu, a być może wprowadzi też odwetowe embargo na polskie owoce i warzywa. W tym kontekście wypowiedź pana prezydenta była nie tylko skandaliczna. Była wręcz zadziwiająca. Znamionowała dokumentne oderwanie od rzeczywistości. Nawet gdyby uznać, że naszym celem powinno być wstąpienie Ukrainy do NATO – co jest w najwyższym stopniu wątpliwe – to w takich okolicznościach głowa polskiego państwa powinna była powstrzymać się od otwartych deklaracji jakiejkolwiek pomocy, niezależnie od tego, co Andrzej Duda chciałby w tej sprawie osiągnąć. Ostatnie dni to ciąg porażek dotychczasowej polskiej strategii. Najpierw nie doszło do spotkania Wołodymyra Zełenskiego z Andrzejem Dudą w czasie nowojorskiego szczytu, czego powody polski prezydent tłumaczył przedstawicielom mediów bardzo mętnie „rozjechaniem się” harmonogramu obrad Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Wołodymyr Zełenski wyszedł z sali w czasie wystąpienia swojego „przyjaciela” Andrzeja, a potem we własnej przemowie sugerował, że polski rząd sprzyja Rosji. Powiedział: „I niepokojące jest to, jak niektórzy w Europie, niektórzy nasi przyjaciele w Europie, odgrywają w teatrze politycznym solidarność, robiąc thriller ze zbożem. Może się wydawać, że odgrywają własną rolę, ale w rzeczywistości pomagają przygotowywać scenę dla moskiewskiego aktora”.

W środę wieczorem polskiego czasu Andrzej Duda, niezrażony i trwający niezłomnie na pozycji największego ukrainofila w Rzeczypospolitej, wygłosił w TVP Info kolejny płomienny proukraiński adres. Mówił: „Polacy otworzyli swoje serca, przyjęli miliony uchodźców wojennych. Daliśmy i dajemy ogromną pomoc, bo rozumiemy, co to znaczy, że ktoś został napadnięty przez agresora. Chcemy, by Ukraina się obroniła, bo to jest także w interesie Polski. Od samego początku mówimy, że prymat prawa międzynarodowego powinien zostać przywrócony.

Celem, który powinien zostać zrealizowany przez wspólnotę międzynarodową, jest udzielenie Ukrainie takiego wsparcia, by zdołała wyprzeć Rosjan ze swoich międzynarodowo uznanych terytoriów”. W dokładnie tym samym czasie niemieckie media z triumfem informowały, że Wołodymyr Zełenski poparł na forum Zgromadzenia Ogólnego wejście Niemiec do Rady Bezpieczeństwa jako jej stałego członka (w tej chwili stali członkowie RB to USA, Rosja, Chiny, Francja i Wielka Brytania). Można by się znęcać nad Andrzejem Dudą, wskazując, że polityk z jakim takim wyczuciem sytuacji i rozumiejący związki przyczynowo-skutkowe, a także prawidła miękkiej dyplomacji, przynajmniej retorycznie stonowałby poparcie dla Kijowa.

Cały artykuł dostępny jest w 39/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także