Karol Gac: Panie dyrektorze, sprawa Muzeum II Wojny Światowej wciąż wraca do opinii publicznej, chociaż głównie za sprawą poprzedniego dyrektora prof. Pawła Machcewicza. Zacznę od początku: jaką placówkę pan zastał i dlaczego ekspozycja budziła pańskie zastrzeżenia?
Dr Karol Nawrocki: Muzeum, ekspozycję i zespół zastałem przede wszystkim w ogromnym chaosie. Ludzie – głównie wbrew swojej woli – zostali wciągnięci w konflikt polityczny przez poprzedniego dyrektora. W muzeum było wiele braków, a ponadto widoczny był pośpiech. Muzeum nie było gotowe do otwarcia, nawet pod względem organizacyjnym. Mimo że jego budowa przedłużyła się o 2,5 roku.
Jednak niedawno prawie 500 naukowców napisało list otwarty do ministra kultury, w którym stwierdzili, że „koncepcja gdańskiego muzeum pomyślana została tak, by oddawała szczególną rolę Polski w historii II Wojny Światowej, jednocześnie prezentowała uniwersalny charakter ludzkiego cierpienia”. Czy to koncepcja była zatem zła, czy po prostu wykonanie?
Wróciłem niedawno do koncepcji prof. Pawła Machcewicza z 2008 roku opublikowanej w „Przeglądzie Politycznym”. Jest to dokument, w którym mój poprzednik pisał m.in. o konieczności połączenia potencjału technologicznego z miejscem ważnym w historii Polski, jakim jest Westerplatte. Potem, jak wiemy, głośno protestował przeciwko połączeniu obu Muzeów, w międzyczasie na polecenie polityczne bombardując wszelkie niezależne a potrzebne inicjatywy na Westerplatte.
W przytoczonej koncepcji autor odniósł się też do konieczności pokazania polskiego doświadczenia („ze względu na lokalizację Muzeum i polską inicjatywę jego powołania”), dodając jednak szybko, że „nie może to nastąpić kosztem umniejszania doświadczeń innych narodów – w tym także Niemców i Rosjan”. Dziś stara się wmówić, że to polskie doświadczenie było ważne, a ekspozycja jest jaka jest ze względu na metodę narracji – komparatystyczną. Labilne nastroje autora wynikały oczywiście z dynamiki sytuacji politycznej, której Machcewicz był wypadkową jako człowiek bardzo blisko związany z Donaldem Tuskiem.
Zresztą jak można pokazać polskie doświadczenie w II wojnie światowej bez odniesienia się do cierpienia np. duchowieństwa katolickiego. Wątek religijny był konsekwentnie wycinany z tej wystawy. Drugi jaskrawy przykład osobliwości wizji „polskiego doświadczenia” moich poprzedników to fakt, że w polskim muzeum, w Gdańsku, gdzie rozpoczęła się II wojna światowa zapomniano o prześladowaniu ludności polskiej w Wolnym Mieście Gdańsk. To oczywiście tylko niektóre przykłady.
Byli szefowie placówki twierdzą jednak, że mają prawa autorskie do całej wystawy i wystąpią na drogę prawną, jeśli zostanie zmieniona. Obawia się pan procesu?
Wystawa już jest w pewnej części zmieniona. Wrócili do niej Polacy, a zostały usunięte np. odwołania do historii Komitetu Obrony Demokracji. Zmieniono eksponaty i pokazano terror sowiecki przed 1939 rokiem, który pochłonął siedem milionów istnień. Trzeba pamiętać, że Józef Stalin był w 1939 roku niewspółmiernie większym mordercą, niż Adolf Hitler.
Jeżeli jednak pyta pan o konsekwencje prawne, to odpowiem wprost – czekam na proces sądowy. Mamy niezależne sądy i one są w stanie ocenić, czy łamię prawo, czy też nie. Jestem w stanie ponieść wszelkie konsekwencje za to, że na polskiej wystawie w najdroższym muzeum w historii Polski, przywrócę pamięć o polskich Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, Irenie Sendlerowej, Polaków w zniemczonym przedwojennym Gdańsku czy o. Maksymilianie Kolbe. Jeśli sąd uzna, że popełniam przestępstwo jako dyrektor polskiej instytucji kultury, pokazując światu i Polakom polskich bohaterów i historię, to jestem w stanie ponieść wszelkie konsekwencje prawne.
Zawiadomił Pan już prokuraturę ws. działań prof. Pawła Machcewicza, który w kwietniu br. rozwiązał umowę z miastem twierdząc, że odbiło się to ze szkodą na Muzeum. W jaki sposób?
Przede wszystkim skandalicznym jest fakt, że dyrektor placówki odpowiadający za jej przyszłość, zrywa korzystną umowę z miastem tylko dlatego, że przestaje być dyrektorem. To nieładne, nieetyczne, nieprofesjonalne i złośliwe. Paweł Machcewicz coś takiego właśnie zrobił.
Po drugie, muzeum ma szereg spraw z miastem i o tym trzeba pamiętać. To m.in. sprawy logistyczne, własnościowe, czy kwestia współpracy w zakresie wizyt ważnych gości w Gdańsku i w Muzeum. Poza tym muzeum ma jeszcze na Westerplatte swoją wystawę na gruntach miejskich za milion złotych i to ogranicza aktywność placówki. Paweł Machcewicz chciał jednak, aby muzeum stało się klientem prezydenta Adamowicza w każdym działaniu na Westerplatte. To jedna z małych, acz szkodliwych złośliwości mojego poprzednika, doskonale obrazująca sposób myślenia i działania.
Były wicedyrektor MIIWŚ dr Janusz Marszalec twierdzi jednak, że nowa dyrekcja chce ich zastraszyć i zniechęcić do działania, ale również uderzyć w Pawła Adamowicza jako ewentualnego konkurenta w walce o fotel prezydenta Gdańska. Jednocześnie dr Marszalec stwierdza, że była to jedynie intencyjna umowa i niczego nie regulowała, a pan chce przykryć własną nieudolność. To poważne oskarżenia kierowane pod pana adresem.
Westerplatte przybrało obecny kształt w czasach PRL. Od dziesięcioleci nic się nie zmieniło. Przez kolejne 28 lat III RP, w tym blisko 20 lat rządów Pawła Adamowicza w mieście oraz osiem lat funkcjonowania MIIWŚ nic się nie udało z tym zrobić. Jeśli mówimy zatem o mojej nieudolności po siedmiu miesiącach sprawowania funkcji Dyrektora, to nawet spoglądając na tę statystykę widać wyraźnie, że dr Marszalec po prostu się wygłupia mówiąc takie rzeczy.
To żart, bo nam w ciągu tych kilku miesięcy działania Muzeum Westerplatte i połączonych Muzeów udało się przeprowadzić pierwsze w historii (!) badania archeologiczne, które przybrały formę bardzo atrakcyjnej ekspozycji czasowej. W kilka miesięcy zrobiliśmy dla Westerplatte więcej niż moi poprzednicy w 8 lat. To pokazuje, czym jest Westerplatte i „polskie doświadczenie” dla tych ludzi. Natomiast Paweł Adamowicz potrzebuje Westerplatte tylko do swoich rozgrywek politycznych co udowodnił 1 września br., wplątując po raz kolejny świętą polską datę w swoje urojenia o zagrożonej demokracji. Czułem się w obowiązku zgłosić do prokuratury możliwość popełnienia przestępstwa, bowiem jeśli mój poprzednik działał na szkodę jednostki, którą zarządzał, to ja nie zamierzam ponosić za to odpowiedzialności.
Natomiast my na Westerplatte podejmujemy szereg działań formalno – prawno – logistycznych, które mam nadzieję niebawem przyniosą efekty. Umowa rzeczywiście była intencyjna, ale bardzo pomocna – jej brak ogranicza Muzeum wiele możliwości. Pracownicy przekazali mi wprost, że umowa załatwiała wiele rzeczy w mieście.
Kiedy zatem zostanie ukończone muzeum na Westerplatte?
Muzeum nawet nie jest rozpoczęte. Tak naprawdę jesteśmy w momencie, w którym jedenaście podmiotów zarządza w imieniu Skarbu Państwa gruntami na Westerplatte. I wśród tych podmiotów nie ma naszego Muzeum. Jako dyrektor muzeum nie mam obecnie do dyspozycji nawet kawałka ziemi na Westerplatte. To więc ogromne wyzwanie, ale podchodzę do niego z determinacją. Mam nadzieję, że pierwsze efekty nadejdą niebawem, nawet mimo podobnej determinacji w przeszkadzaniu ze strony Pawła Adamowicza i poprzedniej dyrekcji.
Jaka jest pana wizja, jeśli chodzi o te dwie placówki? Na co chce pan położyć nacisk?
Chciałbym, aby zwiedzanie Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku rozpoczynało się od Muzeum Westerplatte. To moje marzenie, które sygnalizowałem na początku kadencji.
Proszę zauważyć, że jest doskonałe połączenie wodne pomiędzy Westerplatte a Mostem Wapienniczym w Gdańsku. Jeśli udałoby się zagospodarować Westerplatte, to łączony bilet między dwoma muzeami, a w międzyczasie – w okresie wiosennym i letnim – rejs pełen refleksji tramwajem wodnym, byłby świetną atrakcją edukacyjną. Taki scenariusz zwiedzania pokazywałby przede wszystkim, gdzie, kiedy i jak rozpoczęła się II wojna światowa.
31 października dyrekcja Muzeum II Wojny Światowej zastąpiła film przygotowany przez byłe szefostwo placówki wyprodukowanym przez IPN obrazem pt. „Niezwyciężeni”. To był film, który kończył wystawę. Skąd ta zmiana?
Przede wszystkim film, który był do tej pory, był niezrozumiały dla wielu zwiedzających. Towarzyszył mu – skądinąd bardzo dźwięczny i miły dla ucha – utwór„House of the Rising Sun”, opowiadający jednak o… domu publicznym w Nowym Orleanie. Trzeba przyznać, że jak na konflikt, w którym życie straciło kilkadziesiąt milionów ludzi, to dość oryginalne podsumowanie.
Poza tym, ten film oddaje niepokojący europejski trend opowiadania o historii po 1945 roku jako doświadczeniu trwania w dwóch normalnych światach – jednym bogatym, a drugim biednym. Tymczasem, przynajmniej do 1956 roku, a w moim uznaniu dłużej, świat zdominowany przez system komunistyczny nie był tylko biedny, ale był nadal totalitarny, przerażający, śmiercionośny. Tymczasem na zdjętym filmie nie zostało pokazane nic, co wydarzyło się złego po 1945 roku w całej Europie środkowo-wschodnie. W dodatku film był pełen wątków odnoszących się do bieżącej polityki.
Co już zupełnie skandaliczne, to fakt, że na tym filmie miało miejsce lokowanie produktu. Nie wiadomo skąd i po co pojawił się w nim… Paweł Adamowicz. To niepoważne, że w filmie, który kończy Muzeum II Wojny Światowej występuje Paweł Adamowicz, a nie ma w nim np. Anny Walentynowicz, czy Andrzeja Gwiazdy. Znów obnaża się profesjonalizm i apolityczność „niezależnych” artystów i autorów scenariusza.
Czy zmiany w muzeum zostały już zakończone, czy możemy się jeszcze czegoś spodziewać?
Zmiany trwają. Pierwszy etap zmian zakończy się do końca grudnia, lub na początku stycznia. To schemat dwunastu zmian. Potem będą kolejne etapy. W myśl założenia, że muzeum żyje. Nie zamykamy nauki, edukacji i prezentacji ekspozycji na postęp badań, wrażliwość różnych fachowców, czy opinie zwiedzających.
Na koniec chciałbym zapytać o nieco inny konflikt. Niedawno Agnieszka Pomaska z Platformy Obywatelskiej i prezydent Gdańska Paweł Adamowicz zarzucili panu, że przed Muzeum nie ma flag Unii Europejskiej. Będą?
Nie ma też flagi NATO i województwa pomorskiego. Polska i Gdańsk są w różnych strukturach międzynarodowych oraz samorządowych. Unia Europejska nie partycypowała w kosztach budowy Muzeum II Wojny Światowej. To państwowa instytucja kultury, która mieści się w pięknym polskim mieście.
1 sierpnia wywiesiliśmy piękne biało – czerwone polskie flagi i będą one wisiały. Jeśli polskiemu urzędnikowi i posłowi przeszkadza polska flaga to znaczy, że ma poważny problem tożsamościowy. Przed Muzeum natomiast chcemy wybudować duży maszt na polską flagę, wówczas na masztach wokół której było ostatnio zamieszanie pojawią się flagi Gdańska - wcześniej ich nie było. Bo moi poprzednicy zamiast flag Gdańska wywiesili banery reklamowe Urzędu Miejskiego. I to chyba dobre podsumowanie dyskusji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.