No i po majówce! Tegoroczną sponsorowały literki „P” i „O”, niczym w „Ulicy Sezamkowej”. Tyle że zamiast ulicy był plac, a zamiast Sezamkowej – Piłsudskiego. To tam miało miejsce słynne wystąpienie ministra Marcina Kierwińskiego, który w jego trakcie był/nie był (niepotrzebne skreślić) niedysponowany. Kto literki „P” i „O” chce skojarzyć z nazwą pewnej partii politycznej, ten jest w mylnym błędzie. Chodziło nam o pogłos.
Pogłos to straszna rzecz. A jeszcze gorsza jego siostra – pogłoska. A już najgorsza jest zdrada ze strony byłego partyjnego kolegi. Gdyż im bardziej Marcin Kierwiński groził wszystkim sugerującym, że był/nie był (niepotrzebne skreślić) niedysponowany, tym bardziej Jacek Protasiewicz publicznie utrzymywał, że „był napruty jak messerschmitt” (Kierwa, nie Protas). Skandal! Czekamy niecierpliwie, aż Kierwa pozwie Protasa. To będzie proces stulecia.
J ako że na dowód swej niewinności Kierwa przedstawił wyniki badania alkomatem (0,0 promila) wykonane przez aspirant Ewę Burnett. Co skłoniło niektórych (obrzydliwcy!) do rozpowszechniania żarciku w pełni zrozumiałego tylko dla tych, którzy w PRL czytali zeszytowe kryminały. Oto treść żartu: „Ewa wzywa 0,7”. Głupi żart. Jakby co, to byłoby/nie byłoby (niepotrzebne skreślić) w tym przypadku: „0,7 wzywa Ewę”.
Minister Kierwiński utrzymuje, że dziwny ton jego wypowiedzi podczas strażackiego święta wywołany był przez pogłos. Nie był to zwykły pogłos, gdyż wedle „GazWybu” chodziło o Delayed Auditory Feedback (opinia ekspertki z zakresu percepcji i produkcji języka naturalnego prof. Joanny Rączaszek-Leonardi z Uniwersytetu Warszawskiego). My też znamy to zjawisko, w końcu nawykliśmy do publicznych wystąpień. Na przykład jak się powie kiepski dowcip, to reakcja sali (czyli auditory feedback) jest zwykle opóźniona (delayed). A czasem żadna.
W całej chryi najzabawniejsze jest to, że dawno nie mieliśmy tak mocnego dowodu, że żyjemy w bantustanie skrzyżowanym z republiką bananową. I nie ma to nic wspólnego z tym, czy Kierwa był/nie był (niepotrzebne skreślić) niedysponowany. Proszę pomyśleć: w chwili, gdy współzałożyciel KLD i PO Jacek Protasiewicz publicznie opowiada o tym, że posiedzenia rządu Tuska były sesjami pijaństwa, a PeŁo zwykła używać do rozwiązywania problemów „seryjnych samobójców”, media interesują się głównie tym, co ma do powiedzenia Kierwiński o szkalujących go szakalach. Nic dziwnego, że dziennikarze są już w rankingach zaufania tuż przed albo tuż za politykami.
S zakale to jeszcze nic, pojawiły się już w PeŁo teorie, że to wszystko z Kierwą to PiS-owski spisek. Agenci Kaczyńskiego celowo ustawili nagłośnienie tak, by minister Kierwiński robił/nie robił (niepotrzebne skreślić) wrażenie dysponowanego/niedysponowanego (niepotrzebne skreślić). Cóż, trzeba będzie zrobić o tym film, głęboko prawdziwy i humanistyczny, jak „Zielona granica”. Mamy nawet tytuł. Pamiętacie film o polskich ksenofobach prześladujących Żydów? „Pokłosie”? No to ten o PiS prześladującym Kierwę będzie nosił tytuł „Pogłosie”.
S koro już o filmach. Z oburzeniem przyjmujemy brutalny atak byłego ministra podpułkownika kultury Sienkiewicza na ważną postać polskiego ruchu LGBT, czyli byłego szefa PISF Radosława Śmigulskiego (wszak sam się chwalił, że nikt nigdy w historii Polski nie sfinansował tylu gejowskich filmów co on). Atak dotyczy rzekomej rozrzutności podczas płacenia za różne rzeczy służbową kartą kredytową. Na przykład w night clubie Toy Room w Mumbaju.