Portal Onet oraz TVN publikowały materiały, z których wynikało, że ABW w czasach PiS miało inwigilować prezydenta Lubina Roberta Raczyńskiego. Agenci mieli zainstalować w jego aucie sprzęt monitorujący, jak się przemieszcza oraz rejestrować jego prywatne rozmowy.
"Z materiałów wynika, że Raczyński i czołowi politycy PiS czerpią zyski z zatruwania środowiska i zakopywania śmieci na Dolnym Śląsku. W rozmowach Raczyńskiego i Pudełki pojawiają się także dotyczące ich skandaliczne wątki obyczajowe" – przekonywał w lutym Onet.
Kontrola w ABW niczego nie wykazała
Rzekomy agent ABW w rozmowie z Onetem twierdził, że jego "propisowski" przełożony zlecił inwigilowanie Raczyńskiego. W związku z tymi doniesieniami koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak zlecił przeprowadzenie kontroli w ABW. Czwartkowa "Rzeczpospolita" donosi jednak, że czynności wykazały, że doniesienia medialne nie znajdują potwierdzenia w faktach, a funkcjonariusze ABW nigdy nie brali udziału w operacji opisanej przez Onet i TVN.
Z kolei samo śledztwo w opisanej sprawie ma prowadzić Prokuratura Okręgowa w Legnicy. Rzecz w tym, że toczy się ono z zawiadomienia pełnomocnika Andrzeja Pudełki, który rzekomo miał być podsłuchiwany z Raczyńskim.
Dziennikarze opisywali 1000 stron stenogramów oraz zdjęcia dokumentujące całą akcję. Co to oznacza? Czy media zostały wyprowadzone w pole? Łukasz Cieśla i Jacek Harłukowicz z Onetu przekonują, że ich śledztwo było przeprowadzone rzetelnie.
Z kolei Raczyński utrzymuje, że padł ofiarą zemsty firm zajmujących się odpadami, gdyż w przeszłości zablokował on możliwość budowy spalarni w Lublinie.
Czytaj też:
Konfederacja ostrzega: Wraca ustawa inwigilacyjna. Służby będą miały pełny dostępCzytaj też:
"Rejestr ciąż". Rząd Tuska zmienia zdanie