Współkach z udziałem Skarbu Państwa zwolnimy wszystkich członków rad nadzorczych i zarządów. Przeprowadzimy nowy nabór w transparentnych konkursach, w których decydować będą kompetencje, a nie znajomości rodzinne i partyjne” – głosił 68. punkt na liście 100 konkretów, których realizację w ciągu pierwszych 100 dni rządów obiecywała Koalicja Obywatelska. Tyle teoria. W praktyce nie ma bowiem tygodnia, by media nie informowały o kolejnych aferach rządzącej większości. W tle kolejnych doniesień za każdym razem pojawia się to samo – nepotyzm, kumoterstwo i kolesiostwo.
Najgłośniej w ostatnim czasie było bodaj o sprawie Totalizatora Sportowego, spółki podległej Ministerstwu Aktywów Państwowych, która zyskała nowych dyrektorów w 13 regionach Polski. „Lokalni działacze PO, PSL i Lewicy, bliscy współpracownicy czołowych parlamentarzystów koalicji rządzącej, a nawet boiskowy kolega Donalda Tuska – tak wygląda lista beneficjentów najnowszych zmian w Totalizatorze Sportowym” – informował portal Onet. Po ujawnieniu całej sprawy rząd znalazł się w ogniu krytyki. Tym razem świeżo upieczeni dyrektorzy musieli się pożegnać z intratnymi posadami, jednak – jak się zaraz przekonamy – był to wyjątek. Nie trzeba bowiem prowadzić wnikliwego śledztwa, żeby zauważyć, że depisyzacja Polski była tak naprawdę drogą do eldorado dla akolitów rządzącej ekipy. „Tłuste koty” Zjednoczonej Prawicy zostały zastąpione przez „tłuste koty” Tuska, a rządząca koalicja ledwie rok po przejęciu władzy wydaje się być na najlepszej drodze, by przebić poprzedników.
Rodzina na swoim
W ostatnim czasie media żyły dość błahą i niepozorną sprawą małżeństwa posłów z Koalicji Obywatelskiej – Arkadiusza Myrchy i Kingi Gajewskiej – które mimo że żyje razem, a sama Gajewska w 2023 r. zadeklarowała, że mieszka pod Warszawą, pobiera przysługujący mu dodatek mieszkaniowy na wynajem lokum w stolicy (łącznie 8 tys. zł). Aferka na pierwszy rzut oka wydaje się mało znacząca, bo posłowie nie łamią prawa, a sama kwota wyciągnięta z państwowej kasy nie jest na tyle wysoka, by usprawiedliwić medialną burzę. Sprawa stała się jednak głośna z dwóch powodów – po pierwsze, Myrcha i Gajewska jeszcze będąc w opozycji, perorowali o konieczności odsunięcia PiS od władzy ze względu na panoszące się rzekomo złodziejstwo. Po drugie, „afera mieszkaniowa” nie jest odosobnionym przypadkiem, tylko kolejnym przejawem kolesiostwa i cwaniactwa na szczytach władzy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.