Możemy załamywać ręce i twierdzić, że zostaliśmy perfidnie oszukani i porzuceni przez sojuszników, i będzie to zgodne z prawdą. Ale to, co się nazywa »rozumem stanu«, nie polega na biadaniu ex post nad przewrotnością wspólników, lecz na umiejętności przewidywania, czy układy nam proponowane będą czy też nie będą przez kontrahenta dotrzymane. A ci, którzy podjęli się kierować naszymi losami, nie tylko politycznie przewidywać, lecz politycznie myśleć nie umieli. Za ich zarozumiałość i pewność siebie dzieci nasze zapłaciły krwią, państwo – utratą niepodległości”.
Te słowa Stanisława Cata-Mackiewicza dotyczące II wojny światowej w znakomity sposób oddają skazę, jaka występowała – i niestety występuje nadal – w polskim myśleniu politycznym. Jest nią ślepa wiara w sojusze. Wiara ta daje złudne poczucie bezpieczeństwa i przynosi nam wielkie rozczarowania. Wielu polskich polityków nie potrafi bowiem przyjąć do wiadomości, że w brutalnej, niemoralnej grze, jaką jest polityka, wszelkie traktaty, układy i sojusze nie mają znaczenia. To wszystko świstki papieru, które w dowolnej chwili można wyrzucić do kosza. W polityce liczą się wyłącznie interesy.
Czy byliśmy zdradzani? Oczywiście. Problem w tym, że Brytyjczycy i Francuzi, zdradzając nas, działali zgodnie ze swoją racją stanu. A przynajmniej ze swoim wyobrażeniem o tej racji stanu. (…)