Minęły dwa tygodnie od wybuchu dyskusji na temat wystawy pt. "Nasi chłopcy" w Muzeum Gdańska. Istotą sporego zamieszania wokół ekspozycji był fakt, że gdy kontrowersje wybuchły, wszyscy odnieśli się do tytułu i bardzo często na tym też dyskusja się kończyła. Duża część komentatorów nie oglądała wystawy, co natychmiast wykorzystali jej obrońcy do triumfalnego oskarżenia: "Nie widział wystawy, ale ją komentuje".
Aby uniknąć tego zarzutu, udałem się do Gdańska na wystawę w salach ratusza głównomiejskiego przy ulicy Długiej. Po starannym obejrzeniu ekspozycji mogę stwierdzić, że problem nie dotyczy tylko nazwy. Cała wystawa niesie ze sobą trudne do zaakceptowania spojrzenie na historię i niełatwo ją oddzielić od pewnych nowych tendencji w opowiadaniu o polskiej przeszłości.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
