Ciemna noc zaległa nad Polską, nadciągają ponure czasy, odsłonili swoją autorytarną twarz, to jak stan wojenny – są to tylko niektóre, i wcale nie najostrzejsze, opinie po pierwszych dniach rządów Prawa i Sprawiedliwości. Doprawdy, czasem aż trzeba się szczypać w policzek, żeby uwierzyć, że cały ten teatralny zgiełk jest prawdziwy, że wszystko to nie jest po prostu tragifarsa.
Dawno już przyzwyczaiłem się do tego, że cechą masowej demokracji są nieprzebieranie w słowach i wyostrzenie języka. Nie chodzi o to, by mówić słusznie i odnosić się do rzeczywistości, ale by mówić mocno, a najlepiej krzyczeć i wrzeszczeć – tak tylko bowiem na chwilę chociaż można zostać usłyszanym.
I tak nie zdziwiło mnie, kiedy w jednym z programów publicysta polityczny, uchodzący za umiarkowanego, zaczął nazywać rządowy projekt przeznaczenia 500 zł na dziecko „łapówką”, „kiełbasą wyborczą” i korupcją. Inny, komentując zmianę szefów służb specjalnych, zaczął wspominać prześladowania opozycji w PRL. Trzeci wreszcie dopatrzył się w projekcie zmiany ustawy o Trybunale Konstytucyjnym zamachu stanu. W podobnym duchu wielu mówi o niszczeniu demokracji i o odrodzeniu się policji politycznej, bo… prezydent Andrzej Duda ułaskawił Mariusza Kamińskiego. Być może ta fala oburzenia i złości wynika z prostej skądinąd konstatacji, że PiS robi to, co zapowiedział. Niezależnie od tego, jak oceniać poszczególne pomysły rządu Beaty Szydło i czy nowa pani premier potrafiła pokazać, w jaki sposób uda się jej te projekty sfinansować, z pewnością robi to, co obiecała. Trudno zatem zarzucić jej, że – jak to różni mędrcy głosili miesiącami – gdy rząd ledwo zostanie wybrany, o swych obietnicach zapomni. Skoro nie da się go krytykować za to, że z obietnic się wycofuje, trzeba było znaleźć inne powody do histerii.
Problem polega na tym, że dowody na „wprowadzanie totalitaryzmu” są na razie wyjątkowo słabe. To prawda, że PiS przygotował nową ustawę o TK, jednak to Platforma pierwsza postanowiła majstrować przy Trybunale i pierwsza spróbowała zrobić z niego swój folwark. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Więcej wątpliwości można mieć co do formy ułaskawienia Mariusza Kamińskiego, ale być może prezydent nie miał innego dobrego wyjścia niż szybkie ułaskawienie. Nie mam jednak wątpliwości, że wyrok na byłego szefa CBA był motywowany politycznie i sędzia dał się użyć do walki z ówczesną opozycją.
Naprawdę, nieźle się zaczyna i pozostaje tylko pytanie, jakie słowa jeszcze się pojawią. Wojna? Apokalipsa? Totalitaryzm? Zbrodnia? Szkoda tylko, że w ten sposób zamiast rzeczowej krytyki, tak zawsze potrzebnej władzy, będziemy obserwować walkę z przeciwnikiem wyimaginowanym i zdemonizowanym.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.