"Nie mogę milczeć". Szczery list Anny Dymnej nt. "Szlachetnej Paczki"

"Nie mogę milczeć". Szczery list Anny Dymnej nt. "Szlachetnej Paczki"

Dodano: 
Anna Dymna
Anna Dymna Źródło: PAP / Radek Pietruszka
Piszę te słowa ze ściśniętym sercem i żalem. Ale nie mogę milczeć ani nigdzie uciec przed telefonami, wieloma pytaniami, a także żądaniami opinii w sprawie problemu, z jakim musi się zmierzyć „Wiosna” i „Szlachetna Paczka” - czytamy w liście Anny Dymnej napisanym w sprawie ostatnich doniesień na temat ks. Jacka Stryczka.

List otwarty Anny Dymnej został opublikowany na stronie jej fundacji "Mimo wszystko". Aktora pisze o swoich pozytywnych skojarzeniach z działalnością Stowarzyszenia "Wiosna" i podkreśla, jak wiele dobrego udało się uczynić dzięki "Szlachetnej Paczce" – dziełu księdza Jacka Stryczka, jego przyjaciół i pracowników. "W dodatku »Szlachetna Paczka«, dla obserwatora z zewnątrz, działa bezbłędnie, prężnie, skutecznie. I jak zaraza dobra – o której mówił kiedyś papież Franciszek – ogarnia, zaraża coraz więcej ludzi. Moje odczucia są pewnie zbieżne z uczuciami wielu osób" – czytamy. Anna Dymna przyznaje, że to co się wydarzyło w ostatnim czasie jest dla wielu zaskoczeniem, wywołuje żal i niedowierzanie.

"Zewsząd wylewają się teraz lawiny słów – pełnych emocji, oskarżających albo broniących. Ta walka słowa przeciw słowu niczego naprawdę nie wyjaśnia, a w atmosferze skandalu niszczy piękną ideę, gasi szlachetne działania i uczucia, rani wielu ludzi. Pokrzywdzonych też" – wskazuje prezes fundacji "Mimo wszystko". Jak podkreśla, nie może zabierać głosu w sprawie, której nie zna. "Jestem jak widz, który oglądał przez lata piękne przedstawienie, ale nie ma pojęcia, co działo się na próbach przy powstawaniu spektaklu. Aktowi tworzenia towarzyszą przecież często ogromne emocje, również chwile zwątpienia, załamania, ból, łzy, bezradność… Jednak po udanej premierze zapomina się natychmiast o wszystkim, co było trudne. I to się udaje, lecz tylko wtedy, jeśli ludzie sobie ufają, wzajemnie szanują się, dążą do wspólnego celu, a przede wszystkim znają granice, do których, podczas pracy, można się posunąć" – dodaje.

"Nie mogę nikogo krzywdzić i odbierać godności"

Anna Dymna pisze także o początkach działalności jej fundacji i trudach z tym związanych. "Od lat patrzę na działania wielu organizacji pozarządowych, znam problemy i dylematy ludzi, którzy działają w tej przestrzeni. Zanim założyłam fundację »Mimo Wszystko« i zostałam jej prezesem, rozmawiałam z doświadczonymi, starszymi kolegami – moimi mistrzami. Zrozumiałam, jaka to delikatna, trudna, często karkołomna, odpowiedzialna funkcja. Przede wszystkim trzeba mieć iskrę, która nigdy nie gaśnie i która zapala podobne iskry w innych ludziach. Trzeba być konsekwentnym, konkretnym, upartym i mieć siły lwa, gdy chodzi o sprawę" – pisze i podkreśla, że jest jedna rzecz którą wie od samego początku: "że najważniejsi są ludzie, którzy – mimo wszystko, często kamienistą i stromą ścieżką naszych działań – idą przez te lata razem ze mną pod hasłem »Zmieniajmy świat na lepszy i piękniejszy«". Aktorka tłumaczy, że bez tych ludzi niczego by nie zrobiła. Jej pracownicy i wolontariusze, których z czasem jest coraz więcej, są - jak pisze - jej siłą, sensem i radością.

"Muszę jednak wciąż pamiętać, że każdy człowiek jest inny, ma odmienną wrażliwość, inny temperament, charakter, inne problemy i sposób odbioru świata. By móc razem robić trudne rzeczy, radzić sobie z tragediami i cierpieniem, z którym codziennie się spotykamy, musimy dobrze się poznać i ustalić najważniejsze zasady współdziałania, ufać sobie wzajemnie, wybaczać błędy, być otwartymi i szczerymi. Nie jest to wcale łatwe. Wymaga od nas często ogromnej pokory, cierpliwości, tolerancji, zaufania i wysiłku. A ja muszę mieć z jednej strony twardą rękę, ale przede wszystkim otwarte serce. I musimy postępować tak, by – przez nasze niedogadania czy błędy – nie ucierpieli podopieczni, sprawa. Ale nigdy – nawet w imię dobra – nie mogę przekraczać granic przyzwoitości, nie mogę wykorzystywać mojej pozycji, pozornej władzy. Nie mogę nikogo krzywdzić i odbierać godności" – tłumaczy.

"Pomagała tyle lat ludziom… Teraz sama potrzebuje pomocy"

W końcowej części swojego listu Anna Dymna powraca do doniesień na temat ks. Stryczka. "Na temat sytuacji w Stowarzyszeniu „Wiosna” padło już wiele opinii. Mogę tylko wyrazić głęboki żal, że nie udało się pracownikom i prezesowi dogadać, ugasić pożarów, zniszczyć tego, co złe, w zarodku, a tam, gdzie to potrzebne – przeprosić i z nową energią iść dalej jasną drogą. Mam nadzieję, że winni poniosą karę, skrzywdzeni otrzymają zadośćuczynienie, że jednak dobro zwycięży, a „Szlachetna Paczka” przetrwa tę burzę. Pomagała tyle lat ludziom… Teraz sama potrzebuje pomocy. Życzę „Wiośnie” mądrości, spokoju i sił… I pięknej nowej wiosny" – kończy.

LIST OTWARTY ANNY DYMNEJ

Mobbing w "Szlachetnej paczce"?

W ubiegłym tygodniu na łamach serwisu Onetu ukazał się artykuł Janusza Schwertnera na temat przypadków mobbingu w fundacji "Wiosna", prowadzonej przez twórcę Szlachetnej Paczki, księdza Jacka Stryczka. Jak dowiadujemy się z materiału, codziennością w fundacji prowadzonej przez księdza są mobbing, ataki na pracowników, poniżanie ludzi. W Krakowie pracować ma terapeutka, która choć nigdy nie spotkała kapłana, to „zna go lepiej niż niejeden z jego przyjaciół”. Bo jej pacjentami są byli pracownicy fundacji "Wiosna".

Odnosząc się do tych zarzutów ks. Jacek Stryczek uznał je za absurdalne. W opublikowanym na Facebooku oświadczeniu napisał: "Uważam, że tekst jest jednostronny, emocjonalny, a przez to nieprawdziwy. Trudno jest z nim polemizować, ponieważ w tekście znajdują się wypowiedzi osób, które w żaden sposób nie zostały zweryfikowane. Zabrakło w nim także wielu naszych wyjaśnień".

Sprawie postanowiła się jednak przyjrzeć krakowska prokuratura, która według informacji przekazanej przez Radio ZET, prowadzi dochodzenie sprawdzające.

Czytaj też:
Mobbing w stowarzyszeniu "Wiosna"? Do akcji wkracza prokuratura

Źródło: Mimo wszystko
Czytaj także